Jestem tak przemegasuperextra załamana, że jacie.
Straciłam wiarę w siebie, bo
byłam zbyt pewna.
Straciłam wiarę w swoje możliwości, bo
myślałam, że jestem taka dobra.
prysła mi cała wiara w siebie i swoje możliwości na
dwa dni przed
egzaminami.Jestem głupia, dodatkowo nic nie umiem, czasami tylko udaje mi się. Ale to tylko i wyłącznie szczęście, a nie moja zasługa.
Prawda jest taka, że wyjdę z tego jeb.nego gimnazjum nic nie umiejąc. I po co mi te wszystkie Focusy, zainteresowania, konkursy... Powinnam tylko siedzieć w domu i nie wysilać się myślowo.
Jestem bezgranicznie głupia, niewykształcona i nic nie umiem. I nie umiem się uczyć dodatkowo.I mam wyrzuty sumienia spowodowane tą... sama się tego wstydzę.
I czuję się głupia, bo zawsze chciałam być lepsza. Miałam zludzenie, że jestem lepsza i szczerze w to wierzyłam. To był błąd, w końcu jestem arcygłupia.
Błagam, nie zaprzeczajcie...Tylko czasami się wymądrzam jakimiś ciekawostkami. Ale to są ciekawostki, a nie prawdziwa wiedza.
Żeby się bardziej załamać to mam takiego gratisa: zgubił mi się zeszyt do geografii (już drugi raz w tym roku szkolnym... a był taki ładny... tak dobrze prowadzony...), a jutro mam sprawdzian. Z tego zeszytu lepiej się uczyć niż z książki.
Ale po sprawdzianie i tak zapomnę wszystkiego, czego kulawo zdołam się nauczyć...
Z wyrazami szacunku:
głupi, niewyształcony dzieciak, który próbuje być fajny.
Edit: i mam wrażenie, że wszystko, co jest ze mną związane jest fatalne, głupie, bezwarościowe, bezsensowne, masakryczne i beznadziejne...