Przed chwilą przeczytałam coś, co mnie bardzo zafascynowało :
"- Lepiej się do nikogo nie przywiązuj, będzie ci łatwiej. A szczególnie nie do mnie. Już nigdy więcej nie przychodź, zapomnij o mnie i nigdy więcej nie wspominaj. Rozumiesz?
- Przecież to głupie! Jedna kłótnia i już mnie nie chcesz widzieć? Skoro tak...dobrze, pójdę!
Po tych słowach wzięła swoją walizkę, trzasnęła drzwiami i poszła na stację kolejową.
Mężczyzna pozostał sam. Mimo, że leciały mu łzy czuł ulgę. Wiedział, że zrobił dobrze. 'Nie wróci już, bo mnie nie będzie...' szepnął.
Dwa dni później kobieta przenosiła swoje rzeczy do nowego mieszkania.
- Myślisz, że dobrze zrobiłam? Dalej go kocham...nigdy o nim nie zapomnę.
Przyjaciółka długo zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Wiesz dobrze, że zawsze ceniłam twoją szczerość. A ty moją. Dlatego mówię ci teraz szczerze: źle zrobiłaś. Wróć do niego. Długo się kłóciliście, wiesz właściwie o co?
- N...ie. Rano się obudziłam, a on zaczął pakować moje rzeczy do walizki. Krzyknęłam na niego co on robi, czy oszalał już do końca. Odpowiedział chłodno "tak". Kłóciliśmy się do południa, wyzywaliśmy się nawzajem, do momentu, gdy mu zarzuciłam, że jest psychiczny, że nie zasługuje na moją miłość, na niczyją miłość. I wtedy powiedział to, o czym ci już mówiłam. Zupełnie spokojnie, bez złości..."Lepiej się do nikogo nie przywiązuj, będzie ci łatwiej. A szczególnie nie do mnie. Już nigdy więcej nie przychodź, zapomnij o mnie i nigdy więcej nie wspominaj. Rozumiesz?"
- On cię kocha.
- Idę do niego! Wrócę i przeproszę, tak bardzo żałuję moich słów, a on na pewno żałuje swoich. Tak, masz rację, kocha mnie, ale ja go bardziej, nie mogę bez niego żyć.
Wzięła najważniejsze rzeczy do torby i wsiadła w najbliższy pociąg. Kilka godzin później stała przed mieszkaniem, drżącymi rękami zadzwoniła dzwonkiem. Nikt nie otwierał, nikt nie reagował. Panowała absolutna cisza...zadzwoniła jeszcze kilkadziesiąt razy, powoli wpadając w panikę. 'Nigdy nie wychodzi w dzień z mieszkania.' Przełknęła ślinę. Coraz bardziej się trzęsła. Zadzwoniła więc do sąsiada, starszego pana, którego znała doskonale. Bez powitania nerwowo zapytała o mężczyznę. Sąsiad odpowiedział jej po chwili wahania, jakby mu brakowało słów...
- Pani jeszcze nie wie? On...nie żyje. Od razu, gdy Pani opuściła mieszkania usłyszeliśmy [sąsiedzi] dziwne huki i krzyki. "Wyjdź! Zostaw mnie! Chcę żyć!" i inne tego typu głosy. Gdy nie otwierał, zadzwoniliśmy po policję...jednak było za późno. Całe mieszkanie było pełne krwi, wszystko było potłuczone, okna wybite. Pani narzeczony...on...miał zaawansowane zaburzenia psychiczne. Dlatego Panią wygonił. Chciał Panią uratować...przed własnym sobą. Już rano stracił kontrolę nad sobą, czuł to, a za bardzo Panią kochał, dlatego za wszelką cenę próbował Ci..ę. Cię uratować.
Tydzień później znaleziono również ją. Popełniła samobójstwo, ponieważ nie była w stanie wytrzymać presję, jaka była spowodowana jego śmiercią..."
ps.pewnie wam się czytać tego nie będzie chciało, ale naprawde warto :)