mydeuko Quantum of Solace ma mniej więcej tak poprowadzoną fabułe, że kiedy Kacper powiedział mi w kinie, że film skończy się za 20 minut widząc moje napady ziewania, myślałam, że spadnę z krzesła z zaskoczenia, bo byłam przekonana, ze to dopiero nieudolne zawiązanie akcji.
Po niezłym poczatku z każdą minutą film staje się coraz bardziej nieudolnie opowiedziany i niedorzeczny. Dziewczyna Bonda może i jest ładna, ale ma najbardziej nieprzemyślaną rolę ever (poza tym, jak już nadmieniłam, nogi tak chude jak z Aushwitz) i opalenizna nie uczyniła z niej bynajmniej Latynoski z jej słowiańskimi rysami twarzy i słowiańskim akcentem... Craig wypowiada w filmie moze z 50 zdań pojedyńczych więc nawet nie widomo czy w ogóle gra, nie mówiąc już o tym, ze nie widomo czy gra dobrze czy źle. Poza tym montaż jest aż zbyt szybki i w niektórych sekwencjach autentycznie zaczynają łzawić oczy. masakryczny jest ten Bond według mnie.