Urodziny Pajaca, akt II: "Tort"
osoby: te same, co w poprzednim akcie. pojawia się Kazia
No to LECIMY Z TYM KOKSEM.
Dotarliśmy do mnie do domu, gdzie odbył się płacz, ponieważ Pajac prawie popłakała się ze szczęścia na widok tych wszystkich chorych Le Phrezentów od nas.
Następna scena mnie rozwala. Uwaga: jestem sobie na górze i nagle wpada do domu mój ojciec życzyć nam miłej zabawy. Schodzimy razem na dół i pierwsze, co rzuca się Mirosławowi w oczy to Pajac z butelką wódki w ręku krzycząca do Bauli: "Jak to kurwa nie pijesz?! Pij, nie pierdol!". Tata udał, że tego nie słyszy i wyciągnął zza pazuchy jakieś arkusze papieru.
- No, to na dobry początek imprezy zrobimy sobie maturkę z WOS-u. Kasia, przynieś długopisy.
(a, tak btw to Baula napisała najlepiej, potem Gruszka, a o reszcie to nie powiem, bo wstyd).
Gdy tata poszedł, trzeba było się napić. Zwłaszcza, że Pajac już polała.
Pajac: Chciałabym wznieść toast...
Wenz: O nie. Nie piję więcej za Twoje prawko.
Napiliśmy się więc za udaną imprezę. Kamila odjęła kieliszek od swych niewieścich ust i postawiła go na stole. Zmarszczyła swe nadobne brwi, pomyślała jakieś 5 sekund, po czym ponownie chwyciła za butelkę.
- To co, pijemy?
Po kilku kieliszkach nagle Kazia i Baula zniknęły na górze, co bardzo zaniepokoiło Pajaca, jednak Wenz i Biljard nie pozwolili jej wejść na górę i sprawdzić, co one tam knują. Po jakimś czasie zawołano mnie, abym dołączyła do tego konspiracyjnego spisku. W końcu wszystko było gotowe i mogłyśmy schodzić na dół. Pierwsze, co usłyszały osoby na dole to 'STOOO LAT, STOOO LAT!...', a dopiero po chwili ukazałyśmy się im my, niosące TORT. Składał się on z ułożonych na talerzu 19 pierogów i położonej na środku psychodelicznej świeczki (to był pomysł Bauli!). Wszyscy się zbiegli i cieszyli, a Pajac się darła jak opętana. A my śpiewaliśmy. Najpierw poleciało 'Sto lat', potem 'Niechaj gwiazdka pomyślności', potem 'Dzisiaj w Betlejem', a na końcu, standardowo, Mazurek Dąbrowskiego (brawo, Wenz).
I choć Kazia przyniosła widelce
każdy miał pieroga w swej rence.