Puska w chuj.
Bez głębszych wdechów, żyjemy na niby
Wydrapałbym każde oczy, wlepione we mnie tak tępo
Że aż czuje jak oblepia mnie przeciętność
Inna miała być codzienność, nasza wielkość miała iskry
Ta wygasa gdy tak teraz na nią patrzę, a Ty milczysz
Czuję wilczy głód, szukam słów których nie znam
Gdy raz poczujesz głód, już nie potrafisz przestać
Choć zawszę widzę Cię, ja nie czuję Cię znów
Czekam na mały cud który mógłby to przerwać
Ci wszyscy obcy wokół, myślą że mamy wszystko
Niech wezmą spokój, zabiorą oczywistość
Chcę usłyszeć głos, nie słyszę go choć jesteś blisko
Powiedz do mnie a potem mogę zniknąć
(potem mogę zniknąć...)
(potem mogę zniknąć...)
(potem mogę zniknąć...)
(potem mogę zniknąć...)