Tyle czasu się męczyłam z jej przywołaniem i odwoływaniem i tyle razy wmawiałam sobie, że nie damy rady, że nigdy nie będę mogła jej odpiąć smyczy, że nadal nie mogę przestać się zachwycać widokiem Pippy biegającej bez smyczy. Chyba nic mnie jeszcze tak nie cieszyło od momentu, kiedy rodzice zgodzili się na psa.
(fot. moja ukochana Zuzia, dzięki której dorobiłyśmy się w końcu kilkunastu ładnych, wspólnych zdjęć)