wszystkie wydarzenia pospolicie uznawane za "ważne dni w okresie od 1 grudnia do końca stycznia", minęły. przeleciały jak błysk i zapewne zapomnę o nich szybciej niż przewiduję.
dzisiejsza aura - lekkie osamotnienie, zamyślenie, odrzucenie komercji i powrót do ukochanej progresji. czekanie na Underworld i na Snow White and The Huntsman. zamęt i brak wiedzy, co właściwie się dzieje naokoło. chyba zaczynam gubić się w swoim świecie.
brakuje mi zarówno solidnego kopa mobilizującego do pracy, jak i słodkiego niespodziewanego upominku od kogoś, komu na mnie zależy. jako że w sumie nie liczę na żadne z powyższych, muszę sie sama w końcu zabrać do roboty. to jest cięższe niż sądziłam...
byliście kiedyś jednocześnie bardzo szczęśliwi i smutni? ale jednocześnie, tak że nostalgia napędzała szczęście, a szczęście nostalgię? dziwne, prawda?
myślę że to idealnie, w stu procentach (pomimo koszmarnej jakości. ukłon w stronę youtube.) ujmuje w słowa to, co chodzi mi po głowie. wers po wersie:
riverside - the time i was daydreaming
dobranoc. :*
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24