Zapotrzebowanie na wieczne show rośnie nieubłaganie w zawrotnym tempie, a obok trwa szaleńcze szaleństwo bez przystanków na dziesięć oddechów, które zastępuje pognieciony papieros marki rołt. Nie mogę powiedzieć, że jestem czymkolwiek zmęczony, bo nie jestem. Nazwałbym to przyzwyczajeniem się do czegoś co na dłuższą zabawę się nie nadaję. Mój świat,w którym wiecznych pomyłek, hipokryzji i kompromisów jest nasrane bez ograniczeń. Świat, w którym żyje to świat stworzony w mojej makówce, który przedstawić można jako utopijną wizję egzystencji. Jakiejkolwiek egzystencji. A czy to dobrze? No jasne.