Drugi dzień w Hong Kongu zaczął się równie ekscytująco. Około 9 rano pojechałem metrem do Tsim Sha Tsui (południowej i najsłynniejszej części półwyspu Kowloon).
Na początek dodam że MTR (the Mass Transit Railway) jest genialny - musiałem się przesiąść, a system metra jest tak dobrze zsynchronizowany, że w momencie gdy wyszedłem z jednego pociągu drugi już przyjeżdżał (miła odmiana po oczekiwaniu w nieskończoność w Shenyangu).
Niestety rankiem każdego dnia miałem w HK jeden mały problemik - nie było gdzie zjeść śniadania (gdyż McDonald nie jest moją wymarzoną jadalnią o 9 rano). Długo głodny szukałem czegoś taniego i zarazem smacznego. Po godzinie błądzenia (GODZINIE!) ulicami Tsim Sha Tsui byłem wściekły na cały świat i pałałem nienawiścią do tej dzielnicy.
Oczywiście Hong Kong zaskakiwał mnie co krok i moja złość nie mogła przetrwać zbyt długo... Po śniadaniu spacerowałem okolicznymi ulicami, aż dotarłem do wąskich schodków, prowadzących wysoko na zalesione wzgórze. Według mojego przewodnika ów park nie był ekscytującym miejscem (słowa o nim nie znalazłem) jednak ja po kiepskim poranku potrzebowałem chwili spokoju.
Po wspinaczce ostro pod górę w końcu zdobyłem szczyt, gdzie ku mojego zdziwieniu znajdowała się zielona łączka, okalająca ją bieżnia i liczne ławki dla przechodniów. Grupa Chińczyków uprawiała jogging (przedział wiekowy 18-70 :D). Spędziłem tam chwilę rozkoszując się idealną pogodą i widokiem na otaczające wzgórze budynki.
W końcu poprawił mi się humor i postanowiłem ruszać dalej. Okazało się że po zboczach wzgórza zostały pobudowane kręte ścieżki wśród gęsto rosnących drzew, palm i krzewów. Spokojnie zszedłem na dół i po raz kolejny zniknąłem w gąszczu budynków i ludzi.
Kolejnym punktem wycieczki była świątynia taoistyczna Tin Hau - sporych rozmiarów przybytek, wypełniony kadzidłami. Kompleks swoje początki ma jeszcze w XIX wieku i jest poświęcony bogini morza. W porównaniu ze świątynią Man Mo z HK Central tutaj paliło się tak wiele kadzideł, że po chwili spędzonej wewnątrz piekły mnie oczy, jednak zapach i atmosfera były tego warte...
W okolicy świątyni znajdowało się to co lubię najbardziej - labirynt uliczek wypełnionych kramami i stoiskami owoców, warzyw, różnego rodzaju mięs, suszonych owoców morza i ryb. Słowem cała gama ciekawych zapachów i widoków!
Była środa, więc dzień, kiedy to wejścia do hongkońskich muzeów są bezpłatne. Wybrałem się zatem do tego najbliższego mojemu sercu - Muzeum Historii Hong Kongu.
(Historię HK opiszę w następnym poście, gdyż tu już nie mam na to miejsca...)
Po owej edukacyjnej podróży znów błądziłem po kolorowych uliczkach, było około godziny 17, więc coraz większe tłumy ludzi zaczynały się pojawiać, a poszczególne wieczorne restauracyjki zaczynały działalność.
Tym razem trafiłem do Parku Kowloon (zadziwiające że w mieście z tak bardzo ograniczoną przestrzenią i tak ogromną liczbą mieszkańców znajduje się tak dużo zielonej przestrzeni...). Chwilkę odetchnąłem i ruszyłem na Temple Street, na której od godziny 18 do 23 trwa nocny market - ciągnące się w nieskończoność stoiska z wszelkiego rodzaju pamiątkami dla turystów oraz knajpkami dla tych bardziej odważnych (to tam próbowałem żabki, której smak mnie zachwycił, jednak w jakość oleju i czystość kuchni, w której była przygotowywane śmiem wątpić).
Na godzinę 20 udałem się na promenadę Tsim Sha Tsui skąd rozciąga się piękny widok na zatokę i centrum wyspy Hong Kong. Widok iluminacji szklanych kolosów - bezcenny. Można zaobserwować całą gamę kolorów wśród świecących się drapaczy chmur, liczne statki przewożące turystów po zatoce, a w oddali góry - obrazek którego nie można doświadczyć nigdzie indziej na świecie...
Moje notatki z 4 grudnia kończą się tajemniczami literami "Po". Nie mam pojęcia co chciałem napisać, jednak dobrze wiem dlaczego tego nie zrobiłem. Dzień opisywałem na dachu hostelu i nagle podeszła do mnie grupka ludzi. Zaproponowali żebym poszedł z nimi na "bar-crawl night".
Czy zgodziłem się? Czy wróciłem do hostelu o własnych siłach? Jakie przygody mnie czekały nocą? I czy wydałem wszystkie oszczędności na alko? Ciąg dalszy nastąpi...