dzisiaj doszłam do wniosku, że bardzo dobrze, że już nie przyjaźnie się z osobami, które jeszcze rok temu były najważniejsze w moim życiu. w ogoóle nie wiem czy można nazwać tę relacje z nimi przyjaźnią no, ale mniejsza.
przeczytałam chyba wszystkie notki, w których było wszystko opisane o zaistniałej, sprzed ostatnich 6 miesięcy sytuacji i uważam, że to wszystko jest tak żałosne, że aż smieszne. jeszcze ten zwrot o czarnej masie, o tym, że jestem szmatą, dziwką etc zniszczyły mnie doszczętnie. albo o tym, że co w rodzinie to nie zginie. leeeeeżeee. zaraz pewnie wyjdzie, że chce, się kłócić lub co gorsza bić, ale nie, nie tego potrzebuje. zresztą co się będę tłumaczyć i tak to odbierzecie nie tak jak powinniscie. macham w stonę "czarnej masy" i całuję w piętki ;))
chce już piątek i grube misje z czubkami!
'lodowy, lodowy pingwin. lodowy, lodowy pingwin. je je je ! <3 '
kocham Cię ;*