Zapomniałaś o papierosach, mówiłaś coś że musisz odpocząć
Ja, chyba że musimy zacząć od podstaw
Pale fajka i przerzucam kanały,
tęsknie za Twoim ciepłem i ciałem,
wciągnąłbym kreskę choć jest poniedziałek
Nie wiem gdzie idziesz i nie wiem co zrobisz,
ale jestem tutaj sam jak palec
Minęły dni, minęło sporo, moje życie, moje wybory
Tak bardzo chciałem być z Tobą i zawsze być już czuły i dobry
I czuję się kurwa całkiem żałosny,
gdy myślę o Tobie nocą i błądzę.
Myślałem, że lubisz moje emocje,
ale teraz wiem, że nie wiesz nic o mnie na pewno
Serce bije mi szybciej i szybciej,
cały czas myślę, że zaraz tu przyjdzie
Próbując złapać i zatrzymać Ją na zawsze,
upuszczam ją i zabijam coś między nami
Chciałbym umieć Jej pokazać tą miłość,
którą czuję nawet teraz mocniej niż na początku
Rzeczywistość już mnie nie przeraża jak kiedyś,
ale bez Niej jestem pusty nawet gdy idę przed siebie
Uśmiecha się i ma ten dołek w policzku,
który tak bardzo lubię i - kurwa mać - jest śliczna!
Może nie umiem być już ani trochę lepszy,
lecz jeśli to nie jest miłość to chyba Bóg jest ślepy
Nie chce żebym patrzył tak na nią prosto w oczy,
bo nie chce musieć mówić mi że już mnie nie kocha
Zazwyczaj to zaczyna się przypadkiem,
patrzysz na mnie, jakoś ukradkiem i
nieznacznie nic nie znaczysz dla mnie
Chwile później wpadasz na mnie w przedpokoju,
Twoje oczy trochę smutne chyba patrzą prosto w moje i
nic nie mówisz znów, ja milczę też, ale oboje mówimy
"chyba chcę, lecz wybacz, wiesz, trochę się boję"
Widzę w Twojej twarzy, ktoś Cię wcześniej mocno zranił i
tak zanim się poznamy domyślamy się,
co to drugie ma na myśli przez ten pierwszy miesiąc i
z tych niedopowiedzianych spojrzeń, gestów i słów rodzi się zainteresowanie,
by czas zepsuć to mógł.
Mijam Cię zazwyczaj w drzwiach, chyba patrzysz prosto w ziemię,
chowasz głowę w piach, to strach przed porzuceniem
Wreszcie krzyczysz coś o niczym,
co naprawdę ma znaczenie