Nie chcę prawić morałów, bo sam nie jestem święty. W górę szkło, wypijmy za błędy.
Każdemu z nas trupy wysypują się z szafy.
Odwieczne schody, świat kłamstw i pleśni. Wypij za tych co nie mogą i tych co odeszli.
Niektórzy z nas już za życia kopią sobie groby.
Rób to co robisz brat, świat jest dziki. Nie pozwól żeby ktokolwiek mówił, że jesteś nikim.
Licz tylko na siebie jeśli umiesz liczyć, bo mimo upływu lat nadal żyjemy w dziczy.
Wiem, że czasem sam tonę w morzu złych myśli. I jedyne co z tego mam to psychiczne blizny.
I czy tego chcesz czy nie, jesteśmy tacy sami ziomek. Nasze serca pompują krew a łzy są słone.
Na pewno znasz takie noce, ten destrukcyjny moment, w którym każda myśl waży grubo ponad tonę.
Tu radiostacja szarej strefy.
Komedio-dramat, wyobraź sobie tą scenkę. Jakiś pojebaniec właśnie poprosił trupa o rękę.
Pierdol dwulicowców, fałszywi koledzy, cieszą ryj jak Cię widzą, po czym wbiją nóż w plecy. Poszukiwacze hecy, w głowach mają pusto. Patrząc na gówno w kiblu, pewnie myślą, że to lustro.
Zakochana para, której nikt nie widział więcej. Został tylko napis "love forever" pod ich zdjęciem.
Słyszysz? Ludzie dzielą się na łowców i ofiary. Tak więc, zanim coś powiesz, mierz słowa na zamiary.
Świat należy do odważnych, nikt nie pamięta tchórzy.
I trudno jest być aniołem jeśli w okół są diabły.
Jebać wasze układy, fałszywe uściski dłoni.
A szczęście w kartach i miłości chyba tylko Bóg ma.
Droga jest tylko jedna, za nią są tylko zgliszcza.
Siedemnastolatka z czterdziestoletnim chłopakiem. Ona robi za dominę, on w lateksie na kanapie.
Za marne drobne i dusza sprzedana diabłu. Dobroć i zło, tutaj nie ma dylematu.
O jedno słowo za dużo, się nie denerwuj synek. Pomódl się o lepsze jutro nim pójdziesz w kimę.
Zbladłeś jakbyś przy pierdzeniu jebnął kleks w jeansy.
Chuj ci w kanalizę.
Brak ci jaj, cierpisz na chroniczny zanik fiuta.
Twoje życie towarzyskie to ekstremalna bieda.
Utnę każdą z twoich rąk daje ci moje słowo, tak więc od dzisiaj będziesz musiał walić konia głową.
Kopnę cię tak mocno w pizdę, ze but zostanie w środku.
Wyłącz jak nie ogarniasz psychiczna awaria.
Odsuwam krzesło zatapiając się w moment wiecznej ekstazy.
Więc zanim wykonasz ruch dobrze zastanów się nad nim, bo każdy łyk powietrza może być twoim ostatnim.
Jedni cuchną jak bezdomni pod starym mostem. Inni walczą o jutro, zdzierając skórę z kostek.
Ja nie umiem żyć z ludźmi, więc wywieram na nich presję.