photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 1 MARCA 2016

"To jednak kiedyś każdego dosięgnie,

zjawi się u nas, was też dogoni

ta chwila, gdy w nagłej samotności

człowiek swą głowę chce zważyć na dłoni

 

A wiernie milczą - ziemia i bory,

to wszystko ciebie wśród ciszy wspomina

i ty w tej ciszy, wiesz, że do tej pory

jesteś - głębina

[...]

Bym w głąb zatoki wypłynął na wietrze

i rozbił się o jej kamienne ostrza,

chowając po wtóre połamane miecze 

na nowo ukryte po kolejnym z rozstań

 

[...]

Nie czuję bym powstał, jak inni z prochu,

a z lodu wyciosany przybijam do brzegu,

oddając skrawki ciepła topnieję po trochu,

by zniknąć wśród kwitnących przebiśniegów."

/Krvavy: https://youtu.be/_XHX9hzY72o /

 

Pozwólcie, że opowiem wam o moim bliskim koledze. P. to bardzo życzliwy, sympatyczny i otwarty człowiek. Nie miał lekkiego życia - z matką się nie dogadywał, a ojca nienawidził. Był raczej towarzyski, a z niewiadomych przyczyn - samotny. Życie go nie rozpieszczało już od najmłodszych lat, a później wcale nie było lepiej. Miał kilku bardzo bliskich przyjaciół/ znajomych, których zawsze wspierał i pocieszał. Ale jednak kogoś mu w życiu brakowało. Mianowicie brakowało mu osoby, która by go kochała, wspierała go w trudnych chwilach, czasem przytulała. Szukał prawdziwej miłości. Miesiące mijały, a dalej nic nie było w stanie zapełnić pustki w jego sercu. Często śmieszkował, rozweselał wszystkich wkoło, ale nigdy nie mówił wprost o tym, co go boli. To nie tak, że w ogóle o tym nie mówił, bo mówił, ale nigdy się nad sobą nie użalał. Raz kiedyś powiedziałam mu, żeby w końcu dorosnął, bo jego żarty są w chuj infantylne i zachowuje się, jakby nie rozumiał na czym świat polegał, takie duże dziecko. Odpowiedział mi wtedy, że o życiu wie więcej niż mi się wydaje, a śmieszkuje, bo po co się użalać. Przyznaję się, nie byłam wtedy w najlepszej kondycji na takie śmieszki, zjebałam go jak burego Azora i kazałam przemyśleć życie. 
No i P. tak myślał i myślał i w końcu wymyślił, że znajdzie sobie inne hobby niż śmieszkowanie w internecie, poznawanie nowych ludzi, czy granie na konsoli. Tą nową formą spędzania wolnego czasu okazały się używki. Papierosy palił od dawna, więc tu nie było problemu. Alkohol, który pił okazjonalnie stał się raczej codziennością, niż dodatkiem do weekendu. Marihuana jest już zbyt mainstreamowa i nikomu krzywdy nie zrobiła. Lepiej spróbować czegoś mocniejszego, z pierdolnięciem, pomyślał, tak żeby mózg rozpierdoliło od środka. No i próbował różnych, bliżej nieokreślonych substancji. I tak próbował, aż wkręcił mu się film. Ale to nie był film komediowy. To raczej abstrakcyjny horror też nie był. Taki gatunek można zaklasyfikować do dramatu psychologicznego w dużym stopniu. 

A dlaczego mówię o nim w czasie przeszłym? Bo dramat, jak to ma w zwyczaju, kończy się śmiercią. Tak mój bliski kolega P. stracił coś, co było dla niego najcenniejsze. Coś, czego nie da się odzyskać. Coś dużo większego niż miłość, czy zdrowie. Stracił życie. Jedyną wartość na świecie, która nie jest odnawialna. Tak, on umarł. I może w tym czasie urodziło się jakieś dziecko, ale to nie będzie mój bliski przyjaciel P. 


P. - bardzo Cię kochamy i szanujemy. Nikt nigdy o Tobie nie zapomni, tak jak Ty nigdy nie zapomniałeś o nas! 






Komentarze

aleksandrra22 Piekna :)
19/03/2016 17:39:35