Znalazłam rodzinę.
Wyjeżdżam na początku września.
W tym bajkowym włoskim miasteczku, jakby żywcem wyjętym z pocztówki,
położonym 60 km od Turynu,
paredziesiąt kilometrów od Francji,
od północy otoczonym przez Alpy,
od południa - Morze Liguryjskie,
spędzę z nimi całą jesień. Trzy miesiące z siedemnastoletnią wegetarianką Lucią, piętnastoletnim fanem Milanu Paolem i ich rodzicami. Oboje są nauczycielami, Stefano, il mio papa italiano, uczy starożytnej greki, łaciny, włoskiego i histori. La mia mama italiana, Monica, e il insegnante di latino e italiano.
Zastanawiam sie, kto tu kogo wybrał, ja ich, czy oni mnie. Inteligencka rodzina, która na trzecim miejscu w zainteresowaniach wymienia czytanie (wyprzedziły je tylko muzea i galerie sztuki), wolny czas spędza w teatrze, lubi muzykę klasyczną, a wieczorami zapewne pielęgnuje starozytną sztukę dyskusji przy tradycyjnych daniach kuchni włoskiej.
Tyle na dzisiaj. Jak pisze w mailach Stefano: Un grande abbraccio da tutti noi e a presto.