photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 18 WRZEŚNIA 2009

manifa.

- Oj, zapuściłeś się - powiedziała.
- Oj, nie dbasz już o siebie - dodała.
- Oj, marnie wyglądasz - zauważyła.
Oj, rację miała, wiedział o tym. Zawsze miała rację, zawsze dobrze mu radziła... kiedy było po wszystkim. Siedział przy stoliku i palił papierosa. Jak domyśliła się po zawartości popielniczki, był to jego ósmy papieros, odkąd tu przyszedł. Na pewno ósmy, gdyż pracownicy tego lokalu nie mają w zwyczaju wymieniać pełnych popielniczek.
- Jakie to nieprofesjonalne - myślał, choć wcale mu to nie przeszkadzało, nie lubił zbędnej krzątaniny wokół stolika. Obok popielniczki stała pusta szklanka po wódce, w której topniały powoli dwie kostki lodu. Ona weszła okutana w jasne palto, wełniany szalik i takąż czapkę. Choć jesień dopiero się zaczynała, było wyjątkowo zimno. Na dodatek tego wieczora padało. Niezbyt mocno, ale padało. Zdjęła ciepłe wierzchnie ubranie, po czym usiadła po drugiej stronie stolika. Wyciągnęła paczkę slimów superligtów mentolowych. Zapaliła.
- Oj, zapuściłeś się - powtórzyła. Jak już się rzekło, była to prawda. Ostatni raz golił się tydzień temu, głowę mył wczoraj (to sukces), ale pozycja, w której spał ostatniej nocy (a właściwie ostatniego ranka, gdyż noc spędził poza domem) wywołała dość wymyślnie sterczącą fryzurę. I to tępe spojrzenie. Puste. Spojrzenie w nic.
- Gdzie wczoraj byłeś? - och, nie przepadał za tego typu pytaniami w stylu wpienionego rodzica.
- Gdzie byłem, gdzie byłem. Nie wiem. Chyba w Niskich. A potem poszliśmy do Kamfy. Albo na odwrót. - mamrotał.
- O, a z kim byłeś?
- Z Krzyśkiem. I z Sylwią. Sylwia się upiła.
- Ty też chyba, bo nie wyglądasz najlepiej. Że w ogóle wzięli cię ze sobą, niesamowite. Teraz to już blisko ci do Mozarta, on też w Niskich się pokazuje.
- Oj, spierdalaj. Mozart ma z pięćdziesiąt lat i mieszka pewnie w jakimś garażu.
- Tobie też niewiele brakuje. Za bardzo to wszystko przeżywasz. Nie dzwoniła? - zaczęła brnąć w temat, dla którego właściwie tu przyszła. Oczywiście, to wszystko z troski, chociaż on domyślał się, że ona, jako plotkara pierwszej jakości, dopilnuje, by od poniedziałku ulica Szewska wiedziała już o wszystkim. Choć wiedza ta była niepotrzebna absolutnie nikomu. Ale takimi prawami rządzi się plotka. Jeszcze w ten sam poniedziałek o godzinie siedemnastej nikt już nie będzie pamiętał o życiowej tragedii Marcina.
- Nie dzwoniła - odpowiedział, gasząc papierosa.
- Na pewno zadzwoni - rzekła pocieszająco.
- Ach, kurwa mać, jakie to ma znaczenie? Nie ma żadnego. To przecież nie o to chodzi. Ona była tylko pretekstem, który pociągnął za sobą lawinę zdarzeń. Teraz widzę to jasno - odpalił kolejnego papierosa - jasno jak nigdy dotąd. To banalne, ale życiowych decyzji nie powinno się podejmować w tak głupim wieku. A my podejmujemy je bez przerwy - rzeczywiście banałem zaleciało z ust Marcina.
- To już nie Weltschmerz, żaden jesienny dół, - ciągnął dalej - żadne misiowe smutki, kurwa mać. Pomyliłem się. Okrutny żart. Złapało mnie to miasto w pułapkę, jak wcześniej innych. Utalentowanych bez talentu. To jest tak jak Celina powiedziała - zbyt wyczuleni, by akceptować bardziej prowincjonalne klimaty, a jednak nie dość wyczuleni, aby oddychać swobodnie w tym tak upragnionym, wędrują, jak pierdoleni neurotycy, chwytając ochłapy na obrzeżach kultury. Sukces mógłby dać ulgę. Ale sukces w czym? My artyści bez sztuki.
- Gadasz jak Capote. Ale chyba nie jest tak źle, pamiętasz ostatni weekend w Studio? - zapytała.
- Pamiętam, choć wolałbym nie. To było straszne.
- Nie pierdol, uroczo było.
Popatrzył na nią. Uśmiechnął się. Była ładna, choć nigdy jej tego nie mówił. Była ładna, ale nie była dla niego. Ona mu tylko matkowała. Ona też się uśmiechnęła, choć nie wiedziała, co ta wymiana uśmiechów oznacza.

- Pożycz mi w końcu te notatki z Tomkowskiego, bo nie skserowałem tego ostatecznie - znów się uśmiechnął przepraszająco, po czym zaciągnął się potężnie ostatkiem papierosa.
- Boże, Marcin. Weź przejdź się do doktora Januszka, czy co. Pogadałbyś z nim, dobrze by ci to zrobiło.
- Zabiłby mnie argumentami. Poza tym mu nie ufam.
- Dlaczego?
- Jak można ufać komuś, kto w łazience dla gości wiesza reprodukcję obrazu "Śmierć Marata"? Sama łazienka dla gości to też podejrzane.
- Ale poszedłbyś. Bo wyglądasz jak pole bitwy.
- Jakiej bitwy?
- Och, nie wiem jakiej. Pod Trafalgarem - zauważyła inteligentnie ona. Kolejna wymiana uśmiechów. "New York, New York" w głośnikach, ciągle to tam puszczają. Popielniczka śmierdzi.
- To była morska bitwa chyba - poprawił ją.
- Oj, zamknij się. I ogarnij się.

Informacje o psychocandy


Inni zdjęcia: Kwitki z mojej rabatki :) halinamOpowiadanie nr 1 gabrysiawkrainieblyskowO. tezawszezleJeszcze tanio. ezekh114Hotele 4 gwiazdkowe bluebird11Niebo nad osadą andrzej73farewell Ozzy O. deadweather... maxima24... maxima24... maxima24