Kryminału mi się zachciało... a przecież był trzynasty wczoraj i należało uważać... to nie, wio, jazda! Jak tylko wyczytałam w necie, że właśnie się rozpoczyna PORA KRYMINAŁU czyli Festiwal Kryminału - natychmiast dawaj! A zaczynał się projekcją filmu Wielki sen czyli ekranizacją Chandlera, mniam mniam, z Bogartem, prawda. W Cafe Szafe.
No to pomyślałam sobie, że NADEJSZŁA WIEKOPOMNA CHWILA. Bowiem na Cafe Szafe spoglądałam jedynie z daleka, bywając w Massolicie, z pewną taką nieśmiałością. Nabyłam nawet drogą kupna książkę, popełnioną przez właściciela tej knajpy, ale ciągle bałam się tam wejść... to kiedy nabrać odwagi, jak nie w porze kryminału? Będzie tłum, nikt nie zwróci na starą babę uwagi i w ogóle, co nie?
No to poszłam. Taaa, tłum, cztery koty. Znaczy w samej Cafe Szafe owszem, tłoczno, uczęszczany dosyć lokal. Dla mnie istotne, że w powietrzu wisiał rząd siekier. A przynajmniej mógłby. No ale projekcja miała się odbyć w ostatnim pomieszczeniu, oddzielonym drzwiami czyli SALI DLA NIEPALĄCYCH. A tam właśnie cztery koty. Więc dobra, przebiłam się przez siekiery i zajęłam pozycję strategiczną przy stoliku naprzeciwko ekranu. Torebką zajęłam - po czym, po rozpłaszczeniu się, znów się przebiłam do baru w pierwszym pomieszczeniu w celu nabycia małego piwa z sokiem.
Skomplikowana sprawa. Przy barze blokowali dostęp do SZYNKWASU za przeproszeniem starsi panowie dwaj. Bywalcy jacyś. Rozprawiali o góralskiej technice grania na skrzypkach w tłoku, okraszając to cytatami w rodzaju Hej bystra woda, bystra wodziczka. To pewnie bohaterowie jednego z opowiadań autora. Gdy wreszcie udało mi się wrzucić to moje nieszczęsne małe piwo z sokiem i uzgodnić z barmanką, że chodzi o sok malinowy, a nie imbirowy, rozpoczęła się akcja NALEWAMY. Bo najpierw nalewał Kolega. Długo. Na barze wylądowała jakaś szklanka i chwyciłam ją, ale zostałam przystopowana (to nie ten, Zenek!). Zaczęła nalewać wreszcie dziewczyna. Leje, leje... odwraca się do zlewu, wylewa... znowu zaczyna lać...
- Coś się nie chce lać - mówi.
Ja tam się na laniu nie znam. Wreszcie dostaję swoją szklankę. Kolor - piwa.
- A sok?
- Jest już, jest.
? Malinowy zmienił kolor? Leją go KROPELKĘ?
No dobra, przebijam się przez siekiery, siadam, pociągam pierwszy łyk... co tam kolor, zmienił nawet smak. Na taki wojskowy wiecie, ochronny, co to go w ogóle nie widać i nie czuć.
Ach, no już dobra, nie wracam do tych siekier.
Zaczynajmy wreszcie ten film. Parę drobnych problemów technicznych i... i wyskakuje jakiś diabeł i zaczyna nawijać o poetyce chandlerowskiej i wpływach Wielkiego snu na Big Lebowski. No halo! Gdzie w programie było napisane, że najpierw będzie PRELEKCJA?
:(
Słuchajcie! Było dokładnie tak, jak w Brunecie wieczorową porą - jak tych dwóch pierniczy głodne kawałki przed Preriami Arizony!
Naszła mnie wielka ochota gościa wyklaskać i z trudem wielkim się powstrzymywałam :)
Dobra, wreszcie ruszył film. Wtedy...
wtedy okazało się, że drzwi nie są zbyt szczelne i tak jakby przebijają się przez nie rozmowy tych zza ściany. A trzeba Wam wiedzieć, że przyszła właśnie jakaś grupa debili, którzy roztrząsali problem CZY PARLAMENT MA JESZCZE SENS i takie tam. Dosyć głośno roztrząsali. Co to kuźwa jest, Izba Gmin czy co?
Tu znowu było jak w Trzech panach w łódce (nie licząc psa).
Teraz powstrzymywałam ogromną chęć wyskoczenia do sali obok i wrzaśnięcia SILENCE! I'LL KILL YOU!
Ale to nie koniec. W sali dla niepalących właśnie zapaliła pierwszego papieroska jakaś pinda pod oknem. Nie pomagały znaczące spojrzenia w moim wykonaniu. Tu z kolei chciałam wrzasnąć, wzorem dziadka z Co mi zrobisz jak mnie złapiesz:
- Co jest? Albo projekcja albo palenie!
Skończyła. Ja zagazowana prawie - cóż widzę? Następne dwie pindy zapalają papieroski. Że ja dzisiaj nie mam globusa - toż to cud boski!
O biciu się z myślami, gdzie może być toaleta (po piwie) już nie opowiem. Grunt, że została zlokalizowana. A ja w końcu nie wiem, kto zabił.
Jak widzicie wieczór pełen wrażeń filmowych i literackich.
Na Żegnaj, laleczko już nie idę.
A teraz CLOU. W szafie (he he) w pracy znalazłam VHS z tym filmem i cały czas miałam go w torebce. No tyle, że dubbingowany, a chciałam posłuchać głosu Bogarta. To nie lepiej było jednak posiedzieć w domu na własnej kanapie, nalawszy sobie soku do piwa ile bądź?
A teraz zagadki.
JAK SIĘ NAZYWA WŁAŚCICIEL CAFE SZAFE?
JAKI TYTUŁ NOSI JEGO KSIĄŻKA O BYWALCACH LOKALU?
CZY JA TAM JESZCZE WRÓCĘ?
:)