Zaczęło się tak, jak to opisuje [b]Ignacy Sewer Maciejowski[/b] (znacie go już, znacie) w jednym z listów:
[...]Przyjechał tu do nas [b]Włodzio Tetmajer[/b] i zabawne rzeczy opowiada o konkurach Lucia o rękę Jadwigi w Bronowicach Małych. Jak Lucek lata boso, z cwikierem na nosie, jak okopuje buraki, wiąże snopy, jak sięumizga, jak jest czuły, sentymentalny itd., z humorem opowiada, a wybornie robi Lucka, jego ruchy - jego miny. Przy tym bardzo lubi Lucka i śmieje się mówiąc, że dla mnie na listy przybył mi nowy adres dla niego: "szwagier Rydla"... I ja tak będę adresował. Ale Rydelek Lucek zrobił nam niespodziankę i zaimponował!!!... Lubię go za to bardzo![...]
Sam Rydelek pisał o swoim narzeczeństwie, o oświadczynach w wierszu pełnym uczucia:
[i]Poszła za mną za dom do ogródka,
Usiedliśmy na ławce pod ścianą,
Była trwożna i taka cichutka,
Kiedym patrzał w jej twarz ukochaną,
Lipa kwitła przed nami w ogródku
I pachniała drobnem kwieciem złotem...
Gdym za rękę ją pomalutku,
Serce we mnie waliło jak młotem,
"Chciałabyś mnie?"
- "Myślę, żebym chciała!..."
"Wierz mi, Jadwiś, że nam dobrze będzie".
- "Wierzę panie!..." A lipa słuchała
I słuchały nas kwiatki na grzędzie.
I nie kwiatki i nie lipa sama,
Całe niebo słuchało nas z góry,
I błękitna rozwarła się brama
I Bóg słuchał i anielskie chóry.[/i]
Jak to było z tymi [b]Bronowicami[/b]?
Była to wioska o pół mili od Krakowa, właściwie nie różniąca się niczym od innych wiosek - tylko jednym szczegółem: od niepamiętnych czasów Bronowice należały do parafii kościoła Najświętszej Marii Panny w Krakowie - czyli kościoła Mariackiego. A więc śluby bronowiczanie brali z paradą u Panny Marii w Krakowie. Przez Rynek zajeżdżały przed kościół owe wozy chłopskie wyładowane białymi sukmanami, [i]bajecznie kolorowymi[/i] gorsetami, kierezjami, wieńcami, czapkami, w asystencji szumnych drużbów na koniach...
Taki orszak ślubny przejechał przez Kraków w lecie 1890 roku i na całe miasto gruchnęła wieść: [b]Włodzio Tetmajer ożenił się z wiejską dziewczyną![/b]
Dziś trudno nam pojąć grozę, jaką fakt ten musiał przejąć ówczesny Kraków. Młody i pełen przyszłości malarz, piękny i świetny młodzieniec z dobrej rodziny - z chłopką!
Po bajecznie kolorowym ślubie przyszła szara rzeczywistość. Początki były bardzo ciężkie: kiepskie warunki materialne, przejścia rodzinne (ojciec Tetmajera nigdy nie pogodził się z decyzją syna), młodzi mieszkali w jednej izbie z inwentarzem...
A przy tym małżeństwo to stanowiło przez szereg lat przedmiot sensacji i dociekań krakowskiej sosjety. Wytworzyła się mania odwiedzania go w Bronowicach, należało do szyku opowiadać:
[i]Byłem dziś u Tetmajerów, jakaż to miła osoba ta Tetmajerowa, jak ona się wyrobiła...[/i]
Nieraz w niedzielę Tetmajer, ostrzeżony przez stojącą na czatach córeczkę, zaparłszy drzwi chałupy, chował się z całą rodziną w życie przed nadchodzącymi gośćmi.
Tymczasem artystyczny światek krakowski, malarski i literacki, coraz częściej przebywał w Bronowicach i w konkury o rękę najmłodszej siostry Anny Tetmajerowej, Jadwisi, uderzył [b]poeta Lucjan Rydel[/b]. W 10 lat po tamtym ślubie pojął ją w małżeństwo.
Ale ani ten ślub ani to małżeństwo nie były podobne do poprzednego.
Rydel był po trosze figurą komiczną, ze względu na swoje przysłowiowe wręcz gadulstwo, graniczące z newrozą.
Pewnej słotnej jesieni na bruku Warszawy (akurat Rydel przebywał w tym mieście) narodziła się następująca piła:
[i]I wciąż ta sama ballada -
Deszcz pada, pada, pada -
Rydel gada, gada, gada -
I znów ta sama ballada -
Rydel gada, gada, gada -
Deszcz pada, pada, pada -[/i] itd.
Oczywiście Rydel uważał swój krok za bardzo rewolucyjny, gotował się na walkę z rodziną, tymczasem pod przemożną falą jego wymowy twierdza natychmiast ustąpiła:
[i]Niech się żeni, niech się żeni jak najprędzej, bo nas zagada na śmierć[/i] - mówili matka, brat...
Ślub odbył się [b]20 listopada 1900 roku[/b] w kaplicy kościoła Mariackiego.
[b]NO, KTO WIE, W KTÓREJ?[/b]
[b]KTO ŚWIADKOWAŁ RYDLOWI?[/b]
Anegdotka wzięta z Boya: kiedy cały orszak siedział już na wozach i miał ruszać do Bronowic, jakaś paniusia chwyciła za rękaw starościnę i dopytywała się:
[i]- Moi drodzy, powiedzcie, a ma też ona co?[/i]
Na co Klimina najdobroduszniej w świecie:
[i]- E ma, zaśby tam nie miała! Bidna mysz, a ma tyż![/i]
Wóz ruszył, a paniusia została z tą wiadomością.
:) :) :)
A jutro przechodzimy do weseliska :)
To antycypując:
[b]DO KOGO NALEŻAŁA WÓWCZAS OBECNA RYDLÓWKA?[/b]
oraz
[b]CO TO ODBYWA SIĘ W RYDLÓWCE CO ROKU O TEJ PORZE?[/b]
[b]KTO JEST GOSPODARZEM RYDLÓWKI TU I TERAZ?[/b]
*********
No całą niedzielę nic nic nic, a tu wieczorem pojawiły się [b][i]Ewunia[/i][/b] i [b][i]Nata[/i][/b] i trzask prask po pysku... znaczy raz-dwa rozwiązały zagadki :)