W Collegium Novum miałam zaprzyjaźnioną recepcjonistkę. Schodziło się do jej stanowiska z góry po schodach, które były jednocześnie pulpitami ławek wykładowych, gdzieniegdzie leżały czyjeś notatki i trzeba było uważać, żeby na nie nie nadepnąć. Cóż, brak sal, powiedziała recepcjonistka. Wskazała mi toaletę. W środku było tak ciasno, że nie wiedziałam, jak skorzystać i w końcu ustawiłam się bokiem. Wtedy wydarzyły się dwie rzeczy: z rury obok zaczęła pryskać woda prosto na moje prawe ramię, a jednocześnie ujrzałam, że ściana naprzeciwko przesuwa się w bok i wygląda zza niej, z takiej samej toalety, jakiś gość. Czyli patrzy dokładnie na mnie, a ja nie mogę sobie przerwać wykonywanej czynności. Gość przygląda się, a potem jego wzrok przesuwa się obok, na ścianę, gdzie powiesiłam torebkę. Wyciąga po nią rękę takim powolnym ruchem, a wzrok ma jak przygłup, już widzę, że to wariat... i wtedy budzę się. Długo myślałam, skąd znam tę "zaprzyjaźnioną recepcjonistkę". Otóż to pani bibliotekarka z Rajskiej!
Znak, że mam iść coś sobie pożyczyć? Ostatnio oddawałam na Królewskiej jedną książkę i pani zapytała, co tak marnie, co takie pustki na mojej karcie. Ach, bo dół, i nawet czytać się nie chce.
- Nie pani jednak tak ma, dużo osób się skarży.
Czyżby oni też brali Flunarizinum? Ach, ludziska, jeszcze tylko trzy dni i koniec z tym. Ciekawe, czy mi się od razu polepszy? Bo mam takie małe przeczucie, że samo nie pójdzie, jak przyszło :( zresztą zobaczymy, co lekarz powie. Nie mogę tylko zdecydować, co lepsze: brak migren i depresja czy też migreny plus chęć do życia.
Chęci do życia nie brakowało kasztelanowi Franciszkowi Wężykowi. Tworzył nadal dramaty, komedie, wiersze okolicznościowe, ale w coraz większym stopniu poświęcał się pracy społecznej. Cieszył się ogromną powagą i popularnością, należąc do najczcigodniejszych postaci Rzeczypospolitej Krakowskiej. Był członkiem tutejszego Towarzystwa Naukowego, a od 1856 jego prezesem. Towarzystwo to przeistoczyło się w 10 lat po jego śmierci w Akademię Umiejętności. Prezes zajął się najgorliwiej budową własnej siedziby dla tej instytucji. (na zdjęciu)
Został kwestarzem składek, nawoływał w gorących odezwach do społeczeństwa o poparcie zacnej inicjatywy, w końcu jednak musiał z własnej kieszeni dołożyć brakującą sumę 6.650 zł. Nie dane mu jednak było widzieć pierwszej sesji w gmachu, pod który położył kamień węgielny. Na kilka miesięcy przed śmiercią podpisał trzęsącą się ręką umowę z Towarzystwem, mocą której zobowiązał swych spadkobierców do wykończenia budowy nawet własnym kosztem, gdyby fundusz zebrany okazał się niedostateczny.
Gmach przy ul. Sławkowskiej stanął okazały. Służył Polskiej Akademii Umiejętności, mieściły się tu biblioteka, gabinety, zbiory. Pamięć fundatora uczczono tablicą w sieni budynku.
A KOMU SŁUŻY OBECNIE?
Jaki był Wężyk w życiu codziennym? Był wzrostu małego, otyły trochę, oczu dużych, niebieskich, bałuszczowatych, nosił zawsze okulary, nosa i ust grubych, łysy trochę - opisywał go pamiętnikarz. Prof. medycyny UJ Fryderyk Hechel, żyjący blisko z rodziną Wężyków, tak pisze o kasztelanie:
Towarzystwo p. Wężyka tak jest przyjemne i miłe, iż człowiek cały dzień by z nim rozmawiał. Rozmowa tego uczonego męża nader miła i zajmująca, a chwile, które z nim tu przepędzam, do najprzyjemniejszych życia mego liczę.
Nie ma jednak róży bez kolców:
Pobyt w jego domu byłby jeszcze nierównie milszy, gdyby on był panem w swoim domu. Przez ożenienie się z córką bogatego obywatela hr. Mieroszewskiego przyszedł do znacznego majątku, wziął bowiem po niej więcej miliona zł, ale też razem ze dwa miliony kaprysów i głupstw nieskończonych. Ona bowiem, w młodości swojej niezmiernie pieszczona i pusta, tysiace nabrała kaprysów i dziwactw, przy tym do najwyższego stopnia dewotka i przesądna, wszystkich za heretyków potępionych uważa. Mąż, unikając piekła domowego, Sokratesa wziął sobie za wzór i we wszystkim swej uporczywej małżonce z prawdziwie świętą pokorą ustępuje. Nadto, pani przy postach i największej dewocji i bigoterii jest bardzo złośliwą i mściwą i w tej chwili, kiedy obrazki liże i pacierze klepie, każe swe sługi przez ekonoma ćwiczyć.
Przypadki takie znamy, niestety.
Pytanko drugie lajtowe, na niedzielę akuratne, żeby nie było, że Was tu ćwiczę srogo:
JAK NAZYWAŁ SIĘ WNUK KASZTELANA I CZYM SIĘ ZASŁUŻYŁ?
PS. Prooban Znaleziciel zrobił swoje. Nadjam też się dołożyła, a Deodato Paszkówką przyłożył - ale Wężyków było dużo :) sam Franciszek miał jedenaścioro rodzeństwa! Więc Minoga, proszę państwa!
Inni zdjęcia: 88888888888 podgolymniebem1547 akcentovaDrops & Sunset photoslove25Chapeau bas. ezekh114Miłość jednego imienia samysliciel35Wybrzeże morza czerwonego bluebird11Po przerwie liskowata248Perspektywa. ezekh114Moje nowe butki # PUMA xavekittyxKwitki z mojej rabatki :) halinam