Ha ha. Nikt nie wiedział :) no, oprócz Ven, ale ona jest specjalistką od [b]Piwnicy Pod Baranami[/b]!
Bo przed Galerią Bronisława Chromego stoi właśnie [b]pomnik Piwnicy Pod Baranami[/b], którego odsłonięcie odbyło się w 2000 roku i było okazją do zebrania się dużej ilości artystów i sympatyków Piwnicy, co w normalnych okolicznościach trudno podobno zrealizować... Oczywiście było to 26 czerwca czyli w imieniny [b]Piotra Skrzyneckiego[/b].
Pomnik to zaklęty krąg. Nad widzem wisi sześć baranich głów i dwie masywne obręcze, z których wyrastają głowy piwniczan. Każda ma w miejscu krawata symbol swojej profesji:
- aktorzy - grecką maskę
- literaci - otwartą księgę
- muzycy - klucz wiolinowy
- filmowcy - kamerę
- fotograficy - aparat
- działacze kultury - kapitel jońskiej kolumny
- działacze Piwnicy - baranią głowę
:)
A dzisiejsze zadanie to [b]ODNALEŹĆ KILKA ZNAJOMYCH TWARZY[/b] :) bierzemy lupkę i już wyraźnie widzimy :)
Oczywiście muszę tu [b][i]Glorię[/i][/b] pochwalić, bo wstała raniutko i dostarczyła odpowiedzi na dwa inne pytania, ale - jak sama mówi - nie tyle WSTAŁA, co w ogóle nie poszła spać z powodu imprezy u sąsiadów hi hi.
Nie, to znaczy współczujemy jej oczywiście, nie żebyśmy się śmiali.
Hi hi.
Więc tak to z tym powiedzeniem [b]od wielkiego dzwonu[/b] jest, że chodzi właśnie o Dzwon Zygmunta, że on taki wielki był i tak rzadko bił. W sobotę ostatni raz, podczas pogrzebu biskupa Smoleńskiego.
Otóż członkowie kapituły katedralnej dwukrotnie dostępują zaszczytu Zygmuntowego dzwonienia: zgodnie z prastarym zwyczajem Zygmunt obwieszcza miastu instalację nowego kanonika, a potem jego śmierć.
[b]A CÓŻ TO JEST, OWA INSTALACJA?[/b]
Naturalnie, wczoraj - w związku z tym, że po obiedzie wybierałam się na Bielany - zrobiło się ciemno, wietrznie i pochmurno i tylko tylko wisiał deszcz.
Co to jednak dla dzielnej Przewodniczki, która nie zlęknie się niczego [i](ha ha, powiedzmy)[/i], siedzenie w troki i wio. Bardzo byłam dzielna, bo wyobraźcie sobie - postanowiłam przebyć drogę z Bielan do domu NA PIECHOTĘ. Fuj, jak to brzydko brzmi. Więc postanowiłam ją przebyć SPACEREM. Przez cały Las Wolski. Ha!
Luzik. Deszcz się dzielnie trzymał i nie puszczał, mocno widać był przytentegowany do nieba, to i mnie nie wypadało inaczej. I w ogóle to jest kaszka z mleczkiem (dla wielbicieli zup mlecznych). Dojrzewa we mnie postanowienie nabycia w końcu tego przewodnika po lesie Wolskim, co to go widzę w księgarniach od dłuższego czasu. Coby się w tych różnych szlakach nie pogubić.
A' propos. Idę sobie, idę, a tu mija mnie rowerzysta. Po chwili czuję intensywny zapach.
- Hm - myślę sobie - musiał się sporo napedałować pod górę, to się i spocił.
Ale zapach nie mija. No dobrze, nazwijmy rzecz po imieniu: smród po prostu.
A tu w prawo patrzę - ogrodzenie ZOO. Noooo, wszystko jasne. A wiecie, że ja już tak dawno w ZOO byłam, że nie pamiętałam tej, hm, woni?
:) :) :)