Tu właśnie, w tym domu, [b]urodził się 28 lipca 1838 roku Jan Alojzy Matejko[/b]. Zmarł zresztą też, ale o tym kiedy indziej :)
Już z samą datą urodzenia są hocki-klocki, bo są TRZY!
W pokoju, w którym Matejko przyszedł na świat, umieszczono tablicę pamiątkową, na której widnieje data [b]24 czerwca[/b].
Przy okazji, jest tam też taka inskrypcja po łacinie, to już macie zagadeczkę:
[b]CO TO ZNACZY: Saepe providet Deus ut magna claudantur parvis?[/b]
Sam Matejko obchodził urodziny [b]30 lipca[/b], więc jest niezły mischung.
W każdym razie w dniu 30 lipca 1838 roku ojciec Jana Matejki wraz z dwoma świadkami stawili się w urzędzie parafialnym św. Krzyża i oświadczyli, że mały urodził się [i]w dniu onegdajszym o godzinie jedenastej w nocy[/i] czyli 28 lipca.
W gruncie rzeczy to mały pikuś i niech się nad tym spierają uczeni w piśmie, podobnie jak nad miejscem urodzenia Mickiewicza (Zaosie czy Nowogródek?).
My przyjmijmy do wiadomości, że stało się to w 1838 roku, w [b]Domu Pod Trzema Pyskami przy ul. Floriańskiej[/b] - obecnie muzeum biograficznym Matejki (oddziałem Muzeum Narodowego w Krakowie) - punktem docelowym biednych, wymęczonych wycieczek szkolnych.
Rodzice Matejki - to Czech [b]Franciszek Matejko[/b], nauczyciel muzyki, i [b]Joanna Karolina z Rossbergów[/b], do której ojca należała kamienica.
Matka była protestantką, ślub więc zawarto dwukrotnie: w zborze ewangelickim i w kościele św. Krzyża.
W ciągu 19 lat trwania małżeństwa przyszło na świat [b]11 dzieci[/b], w tym 9 synów. Zajmowała się nimi wyłacznie matka, bo ojciec, chcąc utrzymać tak liczną rodzinę, był zmuszony do ciągłego udzielania lekcji.
Ta praca w domu okazała się dla Joanny Matejkowej obciążeniem ponad siły: [b]zmarła na suchoty[/b] w lipcu 1845 roku. Dziećmi zajęła się bezdzietna siostra zmarłej - Jan Matejko miał wówczas 7 lat.
I zaczęła się sieroca dola, która silnie naznaczyła osobowość przyszłego artysty. Ojciec był skłonny do [b]drobiazgowej oszczędności[/b], z rzadka dawał dzieciom po kilka centów na gruszkę czy inną drobną przyjemność. Przy tak surowej gospodarce miał mały Jaś nieraz kłopoty z papierem do rysowania - bojąc się prosić ojca o kupienie nowego, wypełniał szczelnie rysunkami każdą kartkę po obu stronach.
Pan Franciszek dawał synom na cały wieczór [b]jedną tylko łojówkę[/b], która musiała im wystarczyć. Wszyscy chłopcy kładli się więc na stole wokół tej łojówki, starając się podsunąć swoje książki i zeszyty do wątłego źródła światła.
Dzieci nie były przedmiotem starannej opieki i przesadnej troski: nikt nie zauważył, że rozbity w trakcie jakiejś zabawy [b]nos Jasia jest złamany[/b]. Potem długo miał trudnosci z oddychaniem, a bez interwencji lekarskiej nos zrósł się krzywo, co później było jedną z charakterystycznych cech fizjonomii malarza.
Mało tego - już w szkole malarskiej bardzo przeszkadzała Matejce [b]krótkowzroczność[/b] - ojcu nie przyszło do głowy, by kupić synowi okulary. Gdy po pewnym czasie Matejko został dopuszczony do malownaia aktu z natury, okazało sie, że nie widzi dobrze modela nawet z najbliższego stanowiska. Aby to ukryć przed profesorem, pomagał sobie zaglądając do szkicu sąsiada. Był to właśnie początek przyjaźni z innym malarzem.
[b]TO TEŻ ZAGADKA - Z KIM ZAPRZYJAŻNIŁ SIĘ W TEN SPOSÓB MATEJKO?[/b]
Ale wróćmy jeszcze do czasów dzieciństwa. Ulubioną zabawą Jasia było [b]odprawianie mszy[/b] :) - toteż ojciec liczył na to, że zostanie on księdzem. Tym bardziej niechętnym okiem spoglądał na rysowanie syna.
Wieczorami zostawiano dzieci pod opieką służącej, która darła pierze lub cerowała, a czasem zdrzemnęła się nad robotą. Raz w takim momencie mały Jan, którego trzymały się figle, okopconym korkiem [b]wymalował jej wąsy i brodę[/b]. Gdy ojciec wrócił do domu i posłano gosposię jak zwykle po piwo do sklepu - wzbudziła sensację na ulicy i rzecz się wydała.
O postępach w nauce szkolnej lepiej nie mówmy :)
Mam w jakiejś książce reprodukcję jego świadectwa szkolnego, wszędzie prawie MIERNIE :)
Na lekcjach nie uważał, ukradkiem rysował kolegów i profesorów. W trzeciej klasie Gimnazjum Św. Anny nie dostał promocji. Trudno się dziwić, że ojciec martwił się o przyszłość tej [i]zmarzłej koszuli[/i], jak nazywał Jasia.
A moja córka dostała co prawda promocję i pójdzie po wakacjach do gimnazjum, ale też się martwię o jej przyszłość: kupiłam jej jednak okulary.
Aha! Jeszcze kwestia nazwy domu: [b]Pod Trzema Pyskami[/b] - a przecież na zdjęciu widac tylko DWA!
No cóż, to już złośliwość współczesnych Matejce :) Po latach Matejko wrócił do rodzinnego domu, ale już z własną rodziną, w tym żoną Teodorą, która dosyć często robiła mu awantury. Darła pysk po prostu :) stąd żartobliwe ochrzczenie w ten sposób domu :)
Wczoraj [b]Peck[/b] rozszyfrowała wieżę kościoła Redemptorystów, ale nikt nie wymienił wszystkich trzech kościołów: św. Józefa (parafialny), św. Benedykta i Redemptorystów właśnie :)