Weekend w gronie wspaniałych ludzi spędzony w górach, oderwanie od rzeczywistości, piękne widoki na Tatry, te polskie i słowackie, Mała i Wielką Fatrę...
Dziś wracam do Was pełen energii i wrażeń, którymi będe się z Wami dzielił. Relacja z mojego weekendowego "górowania" wkrótce, tymczasem wreszcie przed nami przytulne gniazdo dla wędrownych ptaków - [b]schronisko w Dolinie Pięciu Stawów[/b]
Dolina Pięciu Stawów Polskich słynie nie tylko z pięciu stawów, ale także z pięciu schronisk. Obecne piąte wybudowano w [b]1954 roku[/b]. Harmonijnie wkomponowany w krajobraz, kamienno-drewniany budynek stanął w zupełnie innym miejscu niż poprzednie schroniska - nad północnym brzegiem Przedniego Stawu. Architektonicznie (wraz ze schroniskami na Polanie Chochołowskiej i na Hali Ornak) stanowi [b]pierwszorzędne osiągnięcie [/b]powojennego budownictwa turystycznego. W marcu 1956 oku odbyła się oficjalna uroczystość otwarcia, a kierowniczką została Maria Krzeptowska - wieloletnia gospodyni poprzednich schronisk. Pomimo ogromnych trudności związanych z zaopatrzeniem schroniska (transport końmi, wnoszenie towaru na plecach) dzięki staraniom gospodarzy nigdy turystom niczego nie brakowało, a schronisko było (i jest!) znane z [b]przyjaznej gościnności i domowej atmosfery[/b]. Odbywały się tu obozy sportowe (np. [b]przygotowania do olimpiady w Meksyku[/b]), zawody narciarskie (w niedzielę wielkanocną- bieg zjazdowy) i wiele innych imprez. W 1957 roku Andrzej Krzeptowski wraz z synem Józefem przejęli schronisko w Roztoce a Maria z synem Andrzejem zostali w Pięciu Stawach. W 1973 roku kierownictwo objęli bracia Andrzej i Józef z żonami. Później schroniskiem zajmował się sam Andrzej. W 1998 dołączyła do niego córka Maria z mężem Kubą Marusarzem a potem druga córka, Marta.
Jest to [b]najwyżej położone schronisko[/b] w polskiej części Tatr i zarazem polskiej części Karpat (1670 m n.p.m.).
[i] Waleremu Goetlowi[/i]
Jest takie gniazdo: bez dna.
W gleb się tam wrasta z drzewem
i jeszcze głębiej: ze skałą.
Oddech nie powietrzem, ale chwałą.
Tatry: bez dna.
Bez wieka.
Ptakiem, obłokiem, wiatrem,
oszczepem zielistym smreka,
turnią, co drzewo liże,
i niebem, które jest bliżej,
wylatuje się w bezmiar człowieka.
Tatry. Bez wieka.
[i]Tadeusz Bocheński (1895-1962)[/i]
Opuszczamy już Tatry bez wika i dna, Tatry których nie sposób opisać. Wniosek z teog taki: trzeba tam wracać. Chcemy wracać(?)
Jeszcze tylko dwa dni i znajde czas na czytanie Waszych komentarzy pod porzednimi zdjęciami i zaglądanie do Waszych pamiętników :)