Czy... Czy ja mogę pojechać na Woodstock i gdzieś się zgubić?
Czuję się okropnie.
Poprzednio dodane zdjęcie mogłoby tu trafić w tym momencie.
Kotu miało jutro wrócić do właścicielki. Nie wróci.
I ja zdaję sobie sprawę z tego, że kotu nie ma pojęcia, dlaczego jesteśmy źli i że to nie (do końca) jej wina.
A rozgoryczenie rośnie. Bo trzeba kolejnych ludzi mieszać w tę sprawę. Bo jest fhoy duszno, a nawet nie można jebanego okna otworzyć, bo kot zaraz wyskoczy.
I na dodatek... tak. Jest mi przykro. Jest mi w chuj przykro. Cieszę się ze szczęscia innych, ale z drugiej strony zazdroszczę. Też bym chciała. Ale brakuje mi odwagi, pewności siebie, samozaparcia. Więc będę gnić jak ten kopciuszek dopóki nie rzucę tego wszystkiego w pizdu. A najgorsze, że najbliższe plany nie zapowiadają tego, żebym miała to zrobić.
Trochę ponad 2. Zajebiście mi idzie. Jeszcze niecałe 4 w niecałe dwie godziny.
Psychicznie kaplica.
Kot podrapał mnie jeszcze na nosie.
Coraz bardziej mam ochotę wziąć oszczędności i wyjebać gdzieś na koniec Polski, żeby zacząć nowe życie. Tak od początku.
Szkoda, że jestem na to zbyt wielką pizdą.