Łup, łup, łup.
Ja to naprawdę muszę dostać czasem takiego mega kopniaka w dupę, żeby zacząć działać, nie?
No dopsz. Na start poszły dwie. Nie ukrywam, że na pierwszą się nakręciłam.
Mój tydzień zapierdolu uważam za otwarty.
<- poniedziałek: spacerek i uczelnia
<- wtorek/środa: Łódź i koncert (było bajecznie. Ja... ja muszę częsciej.)
-> czwartek: praca
-> piątek: Pyrkon
-> sobota/niedziela: Warszawa
To będzie biedny miesiąc.
Ale w sumie już mam jego połowę.
Nie mam pojęcia jak zareaguję, jak zobaczę tego gnoja.
Po prostu nie mam słów.