Podoba mi się to zdjęcie. Mogłabym się częściej pobawić fotografią.
Opisywać dokładnie mi się nie chce, ale pragnę, żeby coś tutaj zostało.
Pamięć jest ulotna, a moja zdewastowana przez hektolitry spożywanego alkoholu.
Tydzień intensywny, na szczęście na uczelni nieco luźniej.
W poniedziałek przyjechała Wiki i było harde ciśnięcie projektu.
We wtorek wspólne piwko z Michałem i Wiki.
Środa - spotkanko z dziewczynami z roku, robienie shusi <3 i impreza na chacie. Poznanie przemiłych Raceny i Saczita, pokonywanie moich chorych barier językowych.
Piątek - koncercicho i afterek. Czy ja zgłupiałam? Zaczęłam poznawać ludzi sama z siebie i nie miałam z tym problemu? Co poszło nie tak i nie chodzi tylko o alkohol? Spotkałabym się z chęcią jeszcze raz z niektórymi :3
Sobota - Jarmark na Jeżycach, Freedom Fighters (najlepszy sposób na spędzenie popołudnia idealnej soboty - sala pełna przepoconych i zajebiście zbudowanych facetów, polecam), piwko z Wiki, Iwanem, Arturem i Marta, wyjście na Rynek z Lasencjami, a potem odwiedziny Mejo i Jagody na koniec. W sumie intensywanie.
Dzisiaj żegnałysmy gości, ubrałyśmy choinkę i obejrzałyśmy filmy.
Jeden z nich był tak dość mocno związany z moją osobą, toteż chyba pozwolę zachować sobie tytuł dla siebie.
Właśnie.
Nie chcę?
Czy nie mogę?
Lubię?
Czy muszę?
Potrzebują świąt. Tego wyjazdu. Naszego morza. Rodziny.
Znowu zostaję sama. Kolejne Kochanie mnie opuszcza.