Largo raz jeszcze.
I po meczu :) Czerwony wieczór w środku tygodnia dobiegł końa.
Mecz... Niby fajny.
Jeśli można takim nazwać zamurowanie bramki przez jedna drużynę i ciągłe ataki drugiej.
9 piłkarzy w swoim polu karnym plus bramkarz.... Śmiechu warte.
Jak Chelsea z Barcą z zeszłego roku. Żałosne.
Tytuł artykułu o meczu na Onecie mnie rozbił
Rooney wrócił, Rooney bohaterem.
Ja was proszę...
Mecz w jego wykonaniu jak zawsze. Był wszędzie tylko nie pod bramką przeciwnika, rasowy napastnik doszczętnie psujący setki.
Bohaterem bo strzelił karnego? też mi wyczyn...
Chyba nadal moją opinię o nim reguluje to co powiedział, zrobił...
Mimo całej niechęci do Rooneya kocham diabełki, wbrew pozorom. :)
W jej oczach było widać piekła dno...
Tak, tak moje prywatne piekło na ziemi <3