Dzisiejszy dzień był megacudowny! Około 10 wyjechałyśmy do Tarnowa. Miałyśmy wysiąść koło Gemini, ale Dorotka tak pilnowała. Nie wiedziałyśmy gdzie wysiąść... Usłyszałyśmy kolesi, którzy o czymś rozmawiali. Okazało się, że też jadą na zakupy. Wysiadłyśmy razem z nimi. Później kompletna dekoncentracja! Nie wiadomo gdzie iść, co robić. Dzwonimy do Agaty. Ona mówi, żeby wsiąść do dziewiątki! Pf, trudno- poszłyśmy pieszo. Znalazłyśmy kolejny przystanek; miałyśmy wsiadać do dziewiątki, ale jednak spytałyśmy jednej Pani jak dostać się do Tarnovii i okazało się, że jest jakieś 500 metrów od nas! Poszłyśmy i nachodziłyśmy się po sklepach jak nigdy. Buty mi przemokły. Dorota szukała swojej upragnionej kopertówki- na marne. Ale za to kupiła różowy, piękny, słitaśny krawat dla Mateusza. Aha! I zobaczyłam mojego ukochanego z wakacji <3 W wakacje wydawał się fajniejszy... Może to dlatego, że śpiewał po pijaku?! No nic. W każdym bądź razie z Tarnovii chciałyśmy jechać do Gemini. Agata mówi, żebyśmy wsiadły do dziewiątki, ale wcześniej kupiły bilet w kiosku. WTF?! Tam nie było kiosku. Miałyśmy farta, bo koleś nie sprawdzał biletów. Później pojechałyśmy dwójką prościutko pod Gemini. Tam w ostatnim sklepie, który odwiedziłyśmy; kupiłyśmy to, czego szukałyśmy! Dorcia- kopertówkę, a ja- bluzkę. Do domu dostałyśmy się autobusem. A w domu zjadłyśmy pyszną, cieplutką zupę i skusiłyśmy się na sesję. Oto właśnie jej efekty. Mnie zadawalają... Później przyjechał Mateusz. Odprowadziłam Dorotęi szybko przybiegłam do okna. Pomachałam im. Dorota pomachała raz, a Mateusz dwa razy. To niesprawiedliwe! To było by tyle jak na dzień dzisiejszy.
Ps. Wiem, że nie chce Wam siętego czytać. To moja najdłuższa notka jak do tej pory.