Jakby tak porównać czas M i czas J wyszło by, że ten M był lepszy. Spokojniejszy. Radośniejszy. Może i nawet znaczył dużo więcej niż czas J. Hm. Brakuje mi tego, ale nie, nie przyznam się przed samą sobą. Kiedyś (w tym wypadku czas M) było prościej. Wsiadało się o północy w Polski Ekspres. Podróż trwała jakoś do 4 z minutami. 275km. Nie mało. Później ta nieudawana radość. Obchodziło się bez obietnic, bez przyrzeczeń, a mimo to było...ciepło, wiosna trwała ponad rok.
Czas J. Nie będę o tym myśleć, ani tego komentować. Jednakże po dłuższym zastanowieniem się nad wszystkim, bezapelacyjnie szczęśliwszy był czas M. Mogłabym dużo o tym jeszcze pisać, ale nie wszystko da radę opisać poprzez głupie literki na czarnej klawiaturze.
poukładałabym puzzle.
wsiadłabym w Polski Ekspres.
pojechałabym do Dyszku.
no i na C.A. też bym pojechała.