gdy w radosnej euforii tkwi ciągle jak dziabak jakieś dręczące coś
gdy wpatrując się nieśmiało w punkt tuż przy staram się nie zwrócić uwagi
gdy w głupstwach i potknięciach urocze słodycze dostrzegam niechcąc
gdy wizję miłości najdoskonalszej jak na przyćmiewać zaczyna nuta fanatyzmu
gdy Wielka Pani powraca w myślach i planach cudownych
gdy wyuczona już samotność uporczywa niepoprawna tak przecież często daje wciąż znać o swej potrzebie na różne sposoby
gdy ciche przekomażanie odrębności i miłości prawdziwej z potrzebą ciepła i zrozumienia prostaczego dostrzegam już jako bitwę sporą
wtedy boję się, aby nie stać się kiedyś jak ten parszywy czokapik udawany z przeceny...