13 października, czwartek
Czas wejść na drogi, które sama sobie nakreśliłam. Czas przeskoczyć własnoręcznie zarzuconą poprzeczkę. Mam w sercu kryształ wiary. Jednocześnie z kieszeni wyrywa mi się kamień zwątpienia. Muszę wciągać ustami wszelkie dobro i Słowo, jak małe dziecko pokarm. Muszę mocno i cały czas. Człowiek we mnie jest niestabilny: raz wiem, że mogę wszystko i nic mi nie grozi, a chwilę później myślę sobie, że mogę oszaleć i zapomnieć o wszystkim, zaprzepaścić. Słabość, słabość. Tyle jest jeszcze do zrobienia. To moment zapięcia zbroi, to moment schwytania szabli. Nie dajmy się.