Są takie wieczory, kiedy czuję Cię bardziej niż zwykle. I nie, nie będę dziś płakać. Jest wieczór&późny wieczór. Szukam Cię w powiewie wiosennego wiatru. Chce być tylko z Tobą przez kilka małych chwil. Znajdę Cię. I nie wiem czy mam przepraszać czy dziękować za to, że mimo wszystko słucham dźwięków kolejnej piosenki, palę kolejnego papierosa, że płynę. Nie chciałam umrzeć, jedynie prowokowałam śmierć. Nie otrułam się. Bóg umiera, jeśli go nie kochamy, ale ja nie umarłam, choć nikt mnie nie kochał.
Fragment książki pt. "Wszystko będzie dobrze"
"Nie wychodził z domu, nic Go nie interesowało, siedzieli w milczeniu trzy- cztery godziny.Ona przez pierwszą godzinę udawała, że wszystko w porządku i próbowała rozmawiać z Nim jak kiedyś, przez następną godzinę próbowała do Niego dotrzeć, coś wytłumaczyć, dowiedzieć się co mu jest, a w końcu zrezygnowana przytulała Go mocno, mówiąc mu, że bardzo Go kocha i tak zastygali na resztę dnia. W sumie nie wiedziała, czy to, że Go kocha jeszcze Go interesowało, czuła, że jest mu potrzebna, dlatego wciąż była i wciąż przekonywała, że wszystko będzie dobrze."
"W szkole ludzie zaczęli pytać co się z Nim dzieje, na początku przychodzili do niej Jego koledzy, potem kolejni nauczyciele martwiąc się o Niego. Nie odzywał się do nikogo. Na te pytania jednak nie umiała odpowiedzieć nikomu, przecież sama je sobie zadawała, w kółko tworząc nowe scenariusze. Te pytania jednak bolały, zadawane coraz częściej i od coraz innych osób, patrzyli na nią tak jakby nie chciała powiedzieć, a ją najbardziej bolało to, że sama nie znała odpowiedzi i nie mogła nic zrobić."
"Nie pamięta momentu, w którym musiała przejąć nad wszystkim kontrolę, zapanować nad Jego życiem. I w tym właśnie momencie, kiedy przejęła kontrolę nad Jego życiem, straciła ją nad własnym. Wtedy jeszcze tego nie odczuwała, nie była świadoma, nie miała swojego życia, nie znała innego świata prócz świata przepełnionego Zośką. I dni toczyły się zwyczajnie, jak gdyby nigdy nic. A ludzie&? Robili tak jak przeczuwała. Na początku wszyscy pytali, interesowali się, martwili, nie minął tydzień, może dwa, wszyscy przestali nawet pamiętać o Jego istnieniu. I nagle zostali sami, zupełnie sami pośród morza niepewności."
"Przez te pół roku, czas mijał jakoś tak niezauważalnie. Gdyby nie potrzeba założenia cieplejszej kurtki, pewnie nawet nie zauważyłaby zmiany pory roku. Z resztą jak mogła jej nie zauważyć skoro to była jedyna zmiana jaka zaszła w jej życiu. Czas mijał nieubłaganie, zabierając powoli chęć walki, nadzieję i myśl, że coś się zmieni. Żyło się, po prostu z dnia na dzień. Uwaga jej skupiała się na wszystkim prócz jej samej. "
"Kiedy coś się zmieniło? Kiedy pękło? To chyba temat, o którym będzie mówić jej zawsze najciężej, bo wreszcie będzie musiała przyznać się do porażki przed wszystkimi. To był chyba luty& z resztą nie jest pewna, nie zwracała jeszcze wtedy uwagi na miesiące. Na pewno była zima. Któregoś dnia obudziła się i doszła do wniosku, że tak dalej być nie może, że natychmiast trzeba coś zrobić, że jeśli coś się nie zmieni, ona zwariuje. Przeszukała miliony stron w Internecie, przeczytała setki artykułów. Psychiatra- to było jedyne wyjście. Pamięta swoją radość, kiedy biegła do Niego, trzymając już numer telefonu w ręku. Była przepełniona nadzieją. W tamtej chwili była pewna, że jeszcze tylko trochę, jeszcze chwile wytrzyma, a potem wszystko będzie dobrze. Nie przyjmowała nic innego do wiadomości."
"Tak samo szybko nadzieja wypaliła się, jak przyszła. Odpowiedź brzmiała nie. Dlaczego? Bo nie. Kolejne parę dni, kilkadziesiąt godzin, setki minut proszenia, błagania, krzyczenia, płakania. Nic, kompletnie nic. Nie umiała z Nim rozmawiać, nie umiała do Niego dotrzeć, wpłynąć na Niego. Wiedziała już, że nie poradzi sobie z tym sama, była pewna, że potrzebuje pomocy. Któregoś dnia, po prostu jednym kliknięciem sama zapisała się do psychologa. Idąc tam, była przekonana, że chce rozwiązać tylko Jego problem, że chce mu pomóc. Przez najmniejszą chwilę nie pomyślała o sobie. Po krótkiej rozmowie, doszło do Niej, że podświadomie, chciała też pomóc sobie, bo nie dawała sobie rady i nie wiedząc co dalej popadała w depresję."
"Spotkała się z nim na tej samej ławce, na której jeszcze parę miesięcy temu siedzieli i byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.Przez całą drogę przygotowywała sobie mowę jaką wygłosi z dokładnością do każdego słowa i akcentu. Gdy przyszło jej usiąść obok niego powiedziała zaledwie kilka słów, wyrwanych z kontekstu i z nie za bardzo poprawną składnią. Postawiła mu warunek, albo pójdzie do psychiatry, albo z nimi koniec. Była pewna sukcesu, przekonana o Jego miłości. Nie było odzewu, w sumie musiała zapytać, czy ją słyszy, bo nawet nie podniósł głowy. Odpowiedział, że nie pójdzie. Wydawało jej się, że się przesłyszała, powtórzyła spokojnie jeszcze raz, ale tym razem obeszło się to bez odpowiedzi. Nie umiała już powstrzymać łez, wiedziała, że jedyne, co może zrobić to odejść, próbowała przetłumaczyć mu jeszcze, że nie sami nie dają sobie rady, że potrzebują pomocy, ale on siedział niewzruszony ani jej płaczem, ani tym, co mówiła. Wystarczyło jedno słowo, a wtedy przytuliłaby Go najmocniej na świecie i powiedziała, że wszystko będzie dobrze, ale nic takiego się nie wydarzyło. Wstała, ze świadomością porażki. Czując obojętność i odrzucenie. Była wściekła, nieszczęśliwa i zdolna do wszystkiego."
Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Średnio godzina dziennie. Raz w autobusie, w metrze, w tramwaju, na ulicy, w łazience, w domu, w pracy, we śnie. Przy okazji wszystkiego i bez okazji. Proszony czy znienawidzony. Są takie dni, które trwają bardzo długo, ale są też takie, które nigdy się nie kończą. I mimo upływu czasu, narastania obowiązków, braku oddechu i chwili wytchnienia, zawsze znajdą moment, by wpasować się, w pękający w szwach grafik Twojego dnia i sporo tam namieszać. A Ty nawet nie chcesz ich wyrzucać, nie chcesz zapominać.
Tak mi Ciebie brak.