No i wróciłam, szlag trafił moją rygorystyczną dietę. Jeden plus - przyzwyczaiłam się do nie podjadania po godzinie 18.00.
Pociąg wlókł się jak nigdy wcześniej, w połowie drogi chciało mi się wymiotować ze stresu, zamknęłam się w obskurnym kiblu PKP i wypaliłam pięć papierosów. Najbardziej bałam się ponownego spojrzenia w oczy osobie, której powinnam oddać swoje serce, a nie dałam nic oprócz worka zmartwień, nieprzespanych nocy i łez.
Na całych jeziorach łez JA.
Po przerwie wracam do ćwiczeń i tabletek. Papierosy as always. Jeszcze raz zajrzę w lustro i jestem pewna, że pęknie z hukiem.
Jeszcze raz 1.