Bezsilność nad rzeczywistością
Część II
Zuza otworzyła oczy i poczuła okropny ból głowy na widok jaskrawego światła wpadającego do jej pokoju. Wywlekła się z łóżka i podeszła do okna. Na zewnątrz ostatni śnieg właśnie się topił, wszystko było mokre, wyglądało to okropnie. Była niedziela. Nie miała najmniejszej ochoty wychodzić z domu. Sięgając pamięcią w tył, nie mogła znaleźć takiego dnia, kiedy nie wyszła z Klaudią i resztą ekipy gdzieś się napić. Takie właśnie jest to miasteczko, młodzież całkowicie zdemoralizowana, atmosfera bardzo przybijająca. Zwłaszcza w takie dni jak ten.
Postanowiła zostać w domu, obejrzeć masę filmów, wypić litry herbaty i zjeść kilka tabliczek czekolady. Zeszła do kuchni i włączyła czajnik. Spojrzała na zegarek. 10:47. Była sama, jej rodzice pracowali w szpitalu i mieli dziś oboje zmianę. Woda zaczęła się gotować. Zrobiła sobie herbatę i usiadła przed telewizorem. Włączyła jakiś film który znalazła w szufladzie z płytami DVD. "Amelia". Nie znała go, to chyba jakieś romansidło jej mamy. Zaczęła oglądać. Narrator przedstawiając każdą postać opowiadał co ona lubi i czego nie lubi. Już po kilku minutach płakała. Tak wiele z tych rzeczy zgadzało się z Olką. Ona też nie lubiła odciśniętych na policzkach śladów pościeli-gdy spały u siebie zawsze rano na to narzekała. Zuza wyłączyła film, łzy płynęły jej po buzi niczym strumienie. Tak bardzo tęskniła za przyjaciółką, nie mogła znieść tego, że już jej nie spotka, że nie pójdą już na wspólne zakupy, nie będą przebierać się w najdziwniejsze ubrania i robić zdjęć, nie przegadają całych nocy, nie pojadą razem na koncerty ulubionych zespołów, tak jak sobie kiedyś obiecały, nic, niczego już nie będzie. Nie mogła sobie z tym poradzić. Szybko się ubrała, wyszła, zamknęła dom, schowała klucze pod wycieraczką i poszła w stronę opuszczonego kościoła, gdzie zawsze spotykała się z nowymi znajomymi.
Wyciągnęła telefon i napisała do Klaudii smsa.
*Idę do kościoła, przyjdziecie?
*Już tu jesteśmy, Seba skołował kwas.
*Widzimy się za 5 minut.
Dotąd starała się unikać jakichkolwiek narkotyków, ale była w tak złym nastroju, że tylko marzyła o jakimś odlocie. Przyspieszyła krok. Nagle bum! Pośliznęła się na resztkach lodu na chodniku i upadła. Ktoś podbiegł i pomógł jej wstać.
-Dziękuje-rzuciła krótko i chciała jak najszybciej uciec.
-Zuzia?-poznała ten głos i odwróciła się.
Zobaczyła Marcina, brata Oli. Wyglądał inaczej niż go pamiętała sprzed śmierci jego siostry. Jego oczy były pełne smutku, włosy, które zawsze stawiał na żel teraz opadały mu na czoło.
-Marcin. Cześć.
Przez chwilę stali w ciszy patrząc się na siebie. Nagle on to przerwał.
-Słyszałem, że zaczęłaś sporo pić...
-Odpierdol się ode mnie. Moja sprawa co chcę robić. Wybacz, ale muszę już iść.
Ruszyła przed siebie.
-Stój.
Posłuchała go.
-Niczego ci nie zarzucam. Wiem, jak jest ci ciężko, uwierz mi, przeżywam to samo. Od kiedy Oli nie ma wszystko straciło sens. Próbowałem różnych rzeczy, chciałem nawet popełnić samobójstwo, ale pomyślałem o niej. Ona nie chciałaby, żebyśmy tak skończyli. Myślę, że wolałaby, żebyśmy ułożyli sobie życie bez niej, żebyśmy byli szczęśliwi.
Gdy to mówił w jego oczach stały łzy. Tak samo jak w oczach Zuzy.
-Ale ja nie potrafię żyć normalnie bez niej..-teraz już całkowicie się rozpłakała.
-Wiem, ja też, ale musimy znaleźć inną drogę niż niszczenie samych siebie, tego w co wierzymy. Pamiętasz jak zawsze brzydziłyście się syfem w tym mieście? Alkoholem, narkotykami.. Pomyśl o Olce...
-Nie!-przerwała mu-Jej już nie ma, odeszła! A z nią odeszła tamta Zuza. Teraz jestem sama, nie dam rady!
-Masz mnie.
-Przepraszam, ale muszę iść.-wytarła łzy z policzków i poszła przed siebie zostawiając Marcina stojącego samego na chodniku.
Zanim weszła do ruin kościoła wyjęła telefon, żeby przejrzeć się w ekranie. Zobaczyła, że ma smsa.
*Jeśli będziesz potrzebowała wsparcia dzwoń. Marcin.
Zignorowała to i poszła do znajomych. Wtedy pierwszy raz wzięła LSD.