Fuj, fuj. Zdjęcie paskudniaste, ale jedyne jakie mam z wczorajszego wernisażu. Na początku byłam sceptycznie nastawiona, krzątałam się gdzieś pod nogami przeszkadzając tylko, a potem zrobiło się jakoś normalnie. Parę osób podeszło żeby porozmawiać i poczułam się w miarę chciana :3 A wszystko dzięki semesiowi, który dojechał i trzymał za łapkę jak zawsze <3 PRF jest cudowny i mam zamiar coraz bardziej się w niego wdrażać, bo po prostu to lubię <3
Sprzedali mi fajki w kiosku~ Chyba już się tak nie będę czaić z kupowaniem.
Lubię czerwone wino mówiłam już? <3 I lubię wracać z Tobą dużymi pustymi ulicami, lubię pocałunki, lubię ceglane kamienice, lubię śpiewać piosenki o czarownicach, lubię opowiadać Ci o książkach. Ciebie też lubię. Ponad wszelką miarę.
Miałam dziś dziwny sen. Śniło mi się, że brałam heteroseksualne małżeństwo, a wcale tego nie chciałam, nadal kochałam Aru, tak mocno, mocno i wiem, że ona kochała mnie. Wszystko ustawił mój ojciec i był tym wprost zachwycony, a ja wręcz nie znałam kandydata. Byłam już ubrana w suknię ślubną i i szłam do oczekującego narzeczonego kiedy przystanęłam i ją zobaczyłam. Ze smutnym uśmiechem i zmęczonymi oczami, które mówiły, że tak właśnie trzeba, gestem dała mi znak bym szła dalej i nie zatrzymywała się, by rzucić na nią spojrzenie. Ślub był na powietrzu i nagle zamiast marszu Mendelssohna zaczęła lecieć piosenka z czołówki the l word, łzy zebrały mi się w oczach i wiedziałam, że nie powinnam była się zgadzać na to wszystko. Okazało się, że to była pomyłka i zaraz zaczęła grać właściwa melodia. Podczas udzielania sakramentu popłakałam się a 'ukochany' spytał czemu. Odpowiedziałam, że ze szczęścia. Nie zorientował się, że byłam w czarnej rozpaczy. Po ceremonii podeszłam do rodziców, ojciec był zachwycony, a mama płakała. Powiedziała, że przykro jej, że tak wyszło i że wie, że nie będę szczęśliwa i współczuje mi. Wzięłam ślub i mój mąż sobie po prostu gdzieś poszedł. Nie było wesela ani nocy poślubnej. Po prostu w białej sukni, z welonem i bukiecikiem w ręku włóczyłam się po Warszawie, oglądając samotnie stare kamienice. Aru na mnie czekała, od razu poprawił mi się humor, rozmawiałyśmy, trzymałyśmy się za ręce, śmiałyśmy się i całowałyśmy. I znów wszystko było piękne i naturalne, potem wylądowałyśmy w jakiejś ładnej jaskini połączonej ze zbiornikiem wodnym, Alicja poszła gdzieś na chwilę, a ja siedząc na kamieniu przechyliłam się do tyłu i runęłam prosto w wodę. Utonęłam.
Co to może znaczyć?