m. Marta
Przez ten cały rok byłam dzielna. W końcu, kazał mi. Zaciskać zęby, kiedy boli i nie atakować, choćbym nie wiem, jak chciała. Jedynie czasem wolno było mi się obronić, ale tylko po to, żeby utrzymać moje ha-pe na dwudziestoprocentowym poziomie. Był jedyną osobą, jakiej bym posłuchała. Był, umarł, nie ma go. Nigdy nie będzie. Już zawsze radzić sobie sama, wyżalać się do najwyżej niebieskim, poplamionym farbami ścianom i co dzień przybierać maskę uśmiechu. Bo wypada być silną po takich przejściach i nie poddawać się byle komu. Z uśmiechem, tak. Choćby nie wiem, jak bolało.