Wzięłam na barki rzecz pewną, która psychicznie obciąża mnie niczym farmakoekonomika i biotechnologia na piątym razem wzięte, że szczyptą farmakognozji, wykładów zwłaszcza.
Nic nie czaiłam.
Przy tym - nie radzę sobie ze stresem, znów jestem w tym cholernym dole, o którym myślałam, że zapomnę.
Zdawało mi się, że już tych uczuć i wrażeń poplątanych nie sięgnę, a jednak.
Co mam zrobić?
Nieudacznik, pokraka, tyle mam w głowie.
Hydroksyzyna.
Boję się.