Najpierw- płacz, nerwy i palące się od środka wnętrzności. No i dochodzę do wniosku, że nie wiem po co mi to. Płacz nigdy, niczego nie zmienił w moim życiu, a jest męczący i strasznie pieką oczy. Płakałam jak zdechł mi pies, jak moja siostra wyjechała czy jak wybiłam Sobie palec. Niestety-pies nie odżył, siostra nie wróciła, a palec musiał się wygoić. Tym samym, wychodzę z założenia, że jak na potrzebującą tak wiele energii czynność, jest ona kompletnie bzdurna i w niczym nie pomaga.ZNUDZIŁO MNIE(dokładnie tak,znudziło!) proszenie i skamlenie o rzeczy, które nie są tego warte. Powinnam to wyrzucić,zbluzgać, a najlepiej to poucinać głowy, ale jak BOGA KOCHAM, nie mam zamiaru więcej się z tym pieprzyć. TYSIĄCKROTNIE zarzekałam się, że to koniec, że boli, ale kilka przyjaznych uśmiechów, pochlebnych słów- pozwalało zapomnieć. NIE CHCE, NIE BĘDĘ,ROBCIE CO CHCECIE,SKOŃCZYŁAM DZIĘKUJE.
p.s było fajowsko.