W końcu czuję, że są wakacje, yeah. Przyjechał on i odrazu się polepszyło. Wczorajszy dzień bardzo udany, głównie wieczór. Spędzony z tym najlepszym, mmh. Nie ma to jak przesiedzieć do 24:00 na dworze w deszczu, ale opłacało się. Jutro do Dzięczyny, w sobotę z nimi do Ponieca, ogólnie to powinno być good. Ale zobaczymy jak to będzie. Teraz tylko się módlmy o słońce, słońce, słońce! Od kilku dni bierze mnie coś na wspomnienia, przypomniam sobie każdą sytuacje, każde spotkanie w dzieciństwie. Aż mi się ryczeć chcę, kilka lat temu, to było życie, zero problemów, zero smutków, wyjebane na 200km, wszyscy się lubili bez znaczenia, każdy był inny, taki prosty, zwyczajny. Nikt nie patrzył na to jak wygląda, z kim się zadaję, luz blues i gitara. A dzisiaj? Dzisiaj każdy kto wyjdzie na dwór, myśli już o tym by wrócić do domu, żeby oblukać nk, fb, gg itp. Na dwór wychodzi w tych najlepszych ciuchach, żeby zaszpanować. A kiedyś? Szpanem można było nazwać to, że się przez rów przeskoczyło, most przejechało rowerem, wejściem na drzewo. Wehikuł czasu to byłby cud, chcę powrócić do tamtych chwil ! Noo ! Ehh, dobra spadam, wybywam do Drzewiec. Cya !
a jeszcze macie tu nute, która od wczoraj siedzi mi w głowie przez nich !
sylwia grzeszczak & liber - czerń i biel.