Siedząc w aucie wpatrywałam się w światło przebijające się przez pomarańczowe rolety w ogromnych oknach i zastanawiałam się co bym Panu powiedziała. Nie miałabym nic dobrego do powiedzenia... " dziękuję, ale nie potrzebuję pańskich pieniędzy, one nic nie zmienią. Więcej szacunku mam dla osób pracujących na kasach w biedronce niż do pana, uczonego, hrabii... Moim obowiązkiem chrześcijańskim jest panu wybaczyć, chociaż to nie będzie łatwe zadanie. Łez matki się nie wybacza. Gdyby pan wiedział ile razy wracała zapłakana. Wystarczająco miała z ojcem i teraz jeszcze pan. Gdyby pan wiedział ile nocy nie przespała przez pańskie zachcianki i nastroje, sam by pan zrobił sobie krzywdę. Nie mamy o czym rozmawiać, nie chcę patrzeć na pański zachlany ryj"?
Nie wiem czy odważyłabym się wypowiedzieć takie słowa, ale zdecydowanie tak o nim myślę.
A dziś spokojna obojętność.