Siedziała na łóżku oglądając ich stare zdjęcia. Nie wiedziała po co to robi, przecież on nie zróci, nie pocałuje już tak jak dawniej. Ale ona lubiła te nasochistyczne zapędy, które pozwalały jej duszy wyć z rozpaczy.
Rozkoszowała się bólem jaki dawała jej tęsknota za nim. Ból był jedynym dowodem na to, że on kiedykolwiek istniał. Nie chciała zapomnieć o nim nawet na sekundę.
Nie potrafiła znieść myśli, że jej życie mogłoby toczyć się dalej bez wzmianki o nim.
Nienawidziła każdej poświęconej mu sekundy, ale nie umiała znienawidzić jego samego.
Pięknych oczu, pełnych ust, ciepłych dłoni...
Tyle zmarnowanego czasu, którego nie potrafiła żałować.
"Czy to się kiedyś skończy?" - zadawała sobie to pytanie każdego ranka przyglądając się swojej zmęczonej twarzy. Już dawno nie spała dobrze. Co noc nawiedzał ją ten sam sen pokazujący jej szczęście, które odeszło na zawsze.
"Jeśli on odszedł to i ja odejdę" - pomyślała, po czym wzięła do ręki żyketkę. Jedno szybkie cięcie na lewym nadgarstku, potem na prawym i cień zachwytu szkarłatem wypływającym z ciała. Patrzyła na wyblakłą fotografię i czuła jak powoli wcieka z niej życie. Po chwili owinął ją chłodny puch i rozkoszne zmęczenie.
Zamknęła oczy.
Odeszła z uśmiechem na twarzy wywołanym myślą, że już nigdy nie będzie musiała przez nikogo cierpieć.