Bilans:
śniadanie: serek Activia
drugie śniadanie: serek Activia + pół litra zielonej herbaty
obiad: minimalna miseczka płatków zbożowych z mlekiem
kolacja: cztery plasterki żółtego sera, trzy plasterki szynki, siedem malutkich grzybków konserwowych + trochę ostrego sosu + szklanka herbaty z lodówki
Ćwiczenia:
Te same, co wczoraj i przedwczoraj + 20 dodatkowych brzuszków za ten sos, po którym miałam małe wyrzuty sumienia, bo w sumie można było go nie jeść, ale wyszło inaczej.
Piątek, a następnie sobota i niedziela. Będę musiała zmierzyć się z odwiedzinami u babci. Będzie trzeba pilnować aplikowanych porcji jedzenia, by znów nie zawalić całego cyklu odżywiania. Jakże ja kocham wyjazdy do krewnych. Nienawidzę wręcz. Jutro dwugodzinny trening, więc postaram się dać z siebie wszystko i spalić trochę tłuszczu z różnych części ciała. Nie powinno to być zbytnio męczące po tych ćwiczeniach, które wykonuję w domu. Sama dla siebie, o tak! Nareszcie znalazłam motywację, która nie wiąże się bezpośrednio ze światem zewnętrznym. Jestem tylko ja i moje ciało, które muszę doprowadzić do porządku. Dla siebie. Tylko i wyłącznie. Lubię ten stan samokontroli.