Na dobre i na złe. W zdrowiu i w chorobie.
Przechodząc obok kościoła byłam świadkiem ceremonii zaślubin.
Młoda para była taka piękna i szczęśliwa.
Goście weselni od dzieci po osoby siwe podzielały tę radość.
Przypomniało mi to o jednym z najgorszych dni mojego życia.
Każda para ma kryzys.
Są kłótnie, rozstania, pada zbyt dużo słów, zbyt dużo czynów pod wpływem negatywnych emocji.
Dlaczego kiedy przychodzi złe, pojawia się choroba ludzie się rozstają zamiast walczyć?
Dlaczego niektóre lekcje tak bolą?
Dlaczego, kiedy orientujemy się że coś nie gra to ani Niebo ani Ziemia nie pomogą nam tego odzyskać?
Jesteśmy tylko ludźmi, popełniamy błędy.
Robimy rzeczy zaróno piękne z miłości jak i obrzydliwe w złości, desperacji, bezsilności.
To wszystko kręci się dookoła związku.
Ludzie obawiający się straty ukochanej często działają według schematu jaki znają, który niestety ale tylko pogarsza sytuację.
Czy jest to powód do zamknięcia serca i wszelkich wspomnień?
Zdecydowanie nie.
Podzielę się z wami swoją historią, by była przestrogą dla pogrążonych w gniewie, który nic dobrego nie przynosi.
Pokłóciłam się z partnerem niedługo przed ślubem.
W złości powiedział zbyt dużo.
Rozstaliśmy się.
Gdy ochłonął, przepraszał, obiecywał, widziałam zmianę, widziałam starania.
Był tak samo ciepły gdy się poznaliśmy.
Ja byłam zimna, cicha, nie odzywałam się do niego często.
Bywały dni, że nie kontaktowałam się przez kilka dób.
Byłam przeogromnie wściekła, rozżalona.
On nadal walczył.
Dał mi czas bym mogła poradzić sobie z emocjami.
Obiecał, że będzie cierpliwie czekał.
Czekał.
Czekał i codziennie przed snem dostawałam piękne wyznanie.
Teraz piękne i bolesne, wtedy byłam zbyt zła by to docenić.
W pewnym momencie kupił samochód, który był jego dziecięcym marzeniem.
Sprzedał "nasze" rodzinne auto.
W noc poślubną planowaliśmy zgodnie z tradycją postarać się o pociechę.
O córeczkę, której oboje chcieliśmy.
To miał być nowy etap w życiu.
A on sprzedał samochód, który był kupiony dla naszej tworzącej się rodziny.
Byłam okrutnie wściekła.
Przemilczałam ten sygnał, którego nie powinnam.
Dowiedziałam się od znajomych, że zaczął jeździć jakby jutro nie istniało.
Zaczął się ścigać nocami.
A ja nadal milczałam.
W pewnym momencie i on zamilczał.
Na początku cieszyłam się z ciszy w telefonie.
To było ulotne, krótkotrwałe.
Kilka dni później poczułam, że coś nie gra.
Próbowałam się kontaktować.
Cisza powodowała narastający niepokój.
Uzasadniony.
Rozbił się.
Prosiłam Boga, by mi go oddał.
Na próżno.
Wtedy zrozumiałam, że straciłam miłość swojego życia.
Mężczyznę, który miał być moim mężem i ojcem naszych dzieci.
Pogrążona we własnym gniewie nie byłam w stanie trzeźwo ocenić sytuacji.
Mogłam się odezwać, zawalczyć, odpuścić złe emocje i wspomnienia kłótni.
Na pewno wszysko by się ułożyło.
Gdybym tylko się odezwała i dała mu naprawić nasze narzeczeństwo.
Minęło kilka lat.
A nadal to cholernie boli.
Nikomu tego nie życzę.
Małżeństwo z początku wpisu również mogło mieć trudności.
Jeśli one były to zostały pokonane.
Dlatego powiedzieli sobie "TAK".
Dbajcie o siebie, kochajcie się, rozmawiajcie.
Nie denerwujcie się na siebie.
Życie nie zawsze jest okrutne.
Bywa piękne przy bliskiej osobie.
Każdy kryzys można pokonać.
Zapalcie światełko nadziei dla swoich uczuć.
Estrella
Inni zdjęcia: Podobny ? raffaelloJeszcze Panna purpleblaack... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24