WIELKI POWRÓT !
Czasami każdego spotyka chwila rozterki, każdy znajdę się na rozstaju dróg. Która wybrać, gdzie pójść, dokąd zmierzać. Co będzie dobre dla nas, co może się wydarzyć, jak zranieni możemy zostać nie ma znaczenia. Bo zawsze po burzy wychodzi słonce. Ciągłe pytania, nieułatwiające sposobu myślenia, nie dające pozbycia się mentliku w głowie. Najgorsze są jednak myśli o tym kto powinien zostać na stałe w naszym życiu. Zdecydować się co będzie lepsze i czasami pomyśleć rozumem a nie sercem. Użyć tego orzeszka w głowie i dalej podbijać świat. Trzeba pamiętać, że po każdej burzy wychodzi słonce. Uśmiechać się, mimo że nie jest dobrze. W każdym z nas jest odrobina miłości, ale też i złości.
Słowa oprawione w solidną ramę. Nie chcę pozwolić im wyjść. Wspomnienia przyciśnięte szczelnie do podświadomości. Więzienie. Słony ból spływający zza powiek. Najlepiej, byś już go zabrał i zatrzymał w sobie. Chłód i ratunek.Nie chcę miodu w ustach. Nie chcę widzieć jak twardnieją moje słabości. Nie chcę uciekać i przełykać to, co mam w pamięci. Nie chcę sztucznych, jak z plastiku słów i gestówZawsze wydawało mi się, że moment, w który uświadomiłam sobie destrukcyjną funkcję mojej impulsywnej natury, pozwoli mi ją okiełznać i stać się człowiekiem bardziej kontaktowym i lekkostrawnym w relacjach międzyludzkich. Okazuje się jednak, że to nie dziki sposób wyrażania emocji a same emocje odpowiadają za określone zachowania.
Walcząc z niewyparzonym językiem wybrałam ciszę. Mówi się, że w dzisiejszych czasach słowa nic nie znaczą, że ludzie są gołosłowni i nie dotrzymują obietnic. Może ma to odzwierciedlenie w przekazie masowym, mediach, polityce, ale między ludźmi? Myślę, że bardzo rzadko.
Wynika to z faktu, że kiedy z kimś się wiążemy słowa zaczynają być bardzo wiążące i każdy jest za nie odpowiedzialny. Wiedząc jak potrafię pluć jadem w furii złości lub chęci skrzywdzenia kogoś bardziej, niż ktoś skrzywdził mnie- wybrałam milczenie.
Obrałam taką taktykę, ponieważ łatwiej wyjaśnić milczenie, kiedy człowiek ma czas na przemyślenie danej sytuacji, niż odkręcić coś co się palnęło. To kilka słów a naprawa tego wymaga już czynów. Tym bardziej, kiedy słowa wypowiedziane w żarliwej dyskusji zasieją sporo wątpliwości w sytuacji, która i tak nie jest jeszcze jasna. Nagle dwa słowa, które codziennie wymawiałam z nieukrywaną przyjemnością, po kilka jak nie kilkanaście razy dziennie nie mogą mi przejść przez usta. Nie mogę ich odwzajemnić pomimo, że szczerze czuję to samo, ale rzucone ziarenko niepewności zmusza mnie do refleksji i przewartościowania moich życiowych potrzeb. Pomimo, że to były tylko słowa.
Instynkt samozachowawczy, obawa przed skrzywdzeniem lub powtórką z rozrywki każe mi się odizolować i milczeć. Narasta we mnie wulkan emocji, który tłumię niczym gotującą się soczewicę pokrywką, tylko po to, żeby nie powiedzieć za dużo.
Zastanawiam się z czego to wynika. Chyba z tego, że mając tyle lat moje życie powinno wyglądać inaczej, a przez życiowe perturbacje nie udało mi się osiągnąć tego, o czym najbardziej marzyłam. Tutaj nasuwa mi się pytanie: czy w związku z moimi niespełnionymi ambicjami mam prawo obarczać tym osobę którą kocham? Myślałam, że nie bo to przecież moje prywatne, intymne i dziewczęco-naiwne sprawy. Zawsze uważałam, że moje problemy powinny zostać w mojej osobistej strefie problemów. Kto mi dał prawo, żeby dzielić się tym z kimś bliskim?
Przecież priorytety życiowe mamy różne i w głowie mi się nie mieści "narzucić" komuś mój tok rozumowania, bądź "zmusić" go do pewnych działań. Nie potrafię wykorzystać czyjejś miłości, żeby osiągnąć własne cele. Więc milczę.