Nawet jeśli seks do rzeczy, facet trosk twych nie uleczy.
Zakochiwałam się w czarujących łajdakach.
Adorowałam niewłaściwych mężczyzn z niewłaściwych powodów.
Sama jestem sobie winna. Cierpię na niesforność serca
i nieznośne napady lekkomyślności. Jeśli idzie o samokontrolę,
mam luki u podstaw.
Obnażyłam się emocjonalnie, ściągnęłam maskę z twarzy, choć nigdy nie zaznałam zaufania,
to gorsze niż rozpięty stanik.
Drzemie we mnie ostentacyjny hejter, ale po mimo tego pękło mi serce i nie stać mnie było na nic więcej niż trzaśnięcie samochodowymi drzwiami.
Na dobranoc nie dostałam już, co prawda aktorskiej, ale jakże słodkiej wiadomości i nie miałam kolorowych snów.
Budzę się i szarpią mną sprzeczne emocje, tak bardzo tego nie lubię.
Papieros, kawa, w głośnikach deep house - chyba już jest stabilnie.
I mija dłuższy czas, i powracają stare nawyki,
i znów ciężko się do mnie dodzwonić,
i znów odpisuję na sms'y tylko wtedy kiedy uznam to za słuszne,
i znowu pracuję, ale baletuję bardziej,
tonę w książkach, i uaktywniam swoją aż nazbyt wyobraźnię,
i chyba jestem szczęśliwa, ale czy na pewno?