'Nigdy nie lubił jeździć metrem, te oczy mętnel
udzi wbite w niego jakby się urodził z jakimś piętnem,
w mieście gdzie wszyscy gonią owczym pędem,
on czuł się jak intruz, chciał iść przez życie własnym tępem.
Jedno jest pewne, zegar na stacji wybił siódmą,
to już kolejny raz jak spóźni się do pracy, trudno
i tak wypraw z Ursynowa na brudno miał dość
gdy w półtora kafla brutto po studiach to żaden sos.
Nagle jakiś głos z głośnika poprosił o spokój,
mamy niewielką awarię, naprawa jest już w toku,
On stracił cierpliwość dość już miał tego tłoku,
wolał autobus, nawet gdyby miał stać w korku.
Nazajutrz jak codziennie robił przegląd prasy,
tragedia w metrze, uszkodzony pociąg wypadł z trasy,
wtedy pierwszy raz poczuł jakby uciekł z trumny,
tytuł brzmiał: sześć ofiar, on miał być siódmy.'