Znów stoimy razem na skraju duszy serducha.
Jeden chce, drugi mówi, nie musisz ich słuchać.
W sumie, bo po co i tak zrobimy co chcemy
I w tłumie nocą nie liczy się mi nic.
Sprawy, odwracasz od nich też twarz w rewanżu
Znów wracasz jak zombie po trzech dniach melanżu.
Do domu, kochanie znów wrócił mąż pijak.
Ona gorycz związku tego musi wciąż spijać ich.
Ma tego dosyć już najbardziej przyrzeczeń, bez pokrycia,
obietnic i cierpień najbardziej na świecie.
Który to już raz maiłeś na terapię iść?
Zostawić to wszystko, a nie w tym przeklętym rapie gnić.
Ciemność znów w tle, smutna melodia Ci gra,
odróżnić nie potrafisz już nawet dobra od zła.
Nie masz dokąd uciec i goni cię strach,
topisz się na zmianę znów w euforii i łzach.