Stoję w środku wzburzonego morza, fale łamią mnie w pół. Lepiej pójdę już, pójdę na brzegu bezpiecznym zbierać muszelki. Zawinę w ręcznik, a później boso wrócę do domu, to znaczy wrócę do siebie. I będę, jak to morze w dni bezwietrzne, ciągnąca się woda spokojna i
ani statków,
ani ludzi,
ani mew na horyzoncie.