dziewczyno w żółtej kurtce, która wbiegłaś do tramwaju...
na plecach dźwigałaś skromny dobytek swojego życia. Majtki na zmianę, skarpetki, może spodnie jakieś i koszulkę. Sweter.
Dobrze jest mieć sweter, kiedy wieczory jeszcze chłodne. Dobrze jest mieć sweter, kiedy jest się samotnym. Ja mam dwadzieścia dwa.
Dwadzieścia dwa swetry na każdy rodzaj samotności.
Swetry wesołe i smutne, małe i duże, kolorowe jak sny i szare jak świat. Dziurawe jak moje serce, w splotach nici kryją się jeszcze mole ( w żyłach latają ćmy).
Najbardziej lubię te pożyczone na chwilę, gdy ciało atakuje nagły przypływ zimna. Wyobrażam sobie wtedy, że ktoś ofiarowuje mi na pięć minut swoją skórę. Taka nieoficjalna forma zbliżenia.
Myślałam o tym, że chciałabym podarować ci mój sweter, na 5, 10, 15, setki tysięcy, miliony minut. Na zawsze. Wyobrażałam sobie, jak podchodzę, stajemy twarzą w twarz i mówię onieśmielonym głosem 'czy zechciałaby pani napić się ze mną herbaty'.
A później powiedziałabyś, że nie jesteś panią, że masz na imię Aleksandra, to przecież ładne imię dla kobiety. I zgodziłabyś się na kubek gorącej herbaty, bo nie miałaś przecież żadnych planów, żadnych spotkań umówionych. Mogłaś być wszędzie i nigdzie, dlaczego więc nie u mnie?
Tramwaj minął jeden przystanek. Siedziałaś zmęczona, podbródek opierając na przeciwnym siedzeniu. Ja pogrążałam się coraz bardziej w bagnie własnych myśli, układając 10 scenariuszy na minutę. Ułożyłam ich łącznie około dwudziestu, ponieważ po dwóch minutach tramwaj znów zatrzymał się na przystanku. I to był mój przystanek, który również okazał się twoim.
Lecz ty, dziewczyno w żółtej kurtce wybiegłaś jak szalona, zostawiając mnie samą z moimi planami, z moimi wymyślonymi- umówionymi spotkaniami, z wyimaginowanymi zaproszeniami na kawę od chłopców, których nigdy nie było i nie będzie, bo przecież któż teraz zaprasza na kawę? Teraz to nie wypada, teraz wychodzi się na piwo lub wódkę. A później można rozmawiać i robić rzeczy, które chce się zrobić. Głupotę sprytnie można wtedy usprawiedliwiać. Ale ja swojej głupoty dłużej już usprawiedliwiać nie chcę, nie potrzebuję rozmowy, tak tylko może- duszy jakiejś bliskiej obok? I milczenia, między które wdzierały by się słowa niesłyszalne, wirujące w powietrzu myśli nieśmiałe, lepkie jak deszczowe pajęczyny. I między mną, a tobą herbata. Ja i ty, topiłybyśmy się w niej jak fusy, z których wróżyć można tylko śmierć.
Przebiegłaś światło czerwone, a później stawałaś się coraz mniejszą żółtą kropką. Cały świat rozpłynął się we mgle, kiedy nagle, zupełnie nieoczekiwanie z oczu zaczęły wypływać łzy i choć moją były własnością to czułam jakbym w całości należała do ciebie- dziewczyno w żółtej kurtce. Jakbyś mi niepostrzeżenie odcięła duszę od ciała i spakowała ją w ten swój wielki plecak z całym dobytkiem swoim.
' Czy pani oszalała'? - krzyczący mężczyzna, szarpiąc moją rękę, w bezwładzie wiszącą zabrał mnie z ulicy.
A ja przecież mówiłam, słowami, które czyni wiatr- z tych fusów można czytać tylko śmierć...