Tą chwilę pamiętam jakby to było wczoraj!
Zdjęcia z ostatniego KTG które miałam robione już po terminie.
Wtedy mi powiedziano : porszę przyjechać za dwa dni (czyli 07.07.2017r) na 8 rano będziemy wywoływać.
Nie ukrywam, miałam nadzieję, że syn wyjdzie jeszcze tego 7 i byłaby super data.
Niestety mój poród od początku wywołania trwał 30 godzin... od samego odejścia wód było to 11h męczarni takich - jakich jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłam.
To była najgorsza ale jednocześnie najpiękniejsza chwila w moim życiu - narodziny syna!
Powiem wam, że bez wsparcia i obecności mojego K. nie dałabym po prostu rady.
Bardzo bałam się porodu nie tylko bólu ale był inne obawy np. jak ja się dogadam podczas jego nieobecności w nocy (gdy zaczęło się wywołanie), co jeśli zacznę rodzić właśnie nocą kiedy to mój K jest w domu 50km dalej... co jeśli urodzę szybko a jego nie będzie, co będzie jeśli coś pójdzie nie tak?
Poza śniadaniem które już na mnie czekało jak tylko dotarłam do szpitala zastałam również bardzo miłą opieką (w odróżnieniu do tej którą otrzymywałam podczas całych 9miesięcy ciąży). Co lepsze.. trafiliśmy na oddziale na tak przemiłą pielegniarkę że pozwoliła wszystkim mężczyznom od kobiet które również miał wywoływany poród - zostać na noc.
I chwała BOGU, że była taka możliwość!
Język to jedno - że miałabył ogromny problem by się porozumieć a dwa... to jak pisałam wyżej, mój K. wiele mi pomógł. Gdy skurcze były czestsze ja kompletnie nie miałam siły by się poruszyć, dojść sama pod prysznic (wiadomo ciepła woda ciut łagodziła ból) czy nawet by dojść do toalety...
Pamiętam to bardzo dokładnie.. poszłam na kąpiel około 23 przed 24 wróciliśmy na salę.. ledwo szłam!
Mój K zawołał pielegniarkę bo skurcze na prawde wydawalo mi się, że są co chwilę.. podłączyli KTG...
i podczas KTG pfuu.... wody odeszły!
i tu rozwiały się moje wątpliwości.. NIE! tego nie da się pomylić z niczym innym.
Wcześniej bardzo dużo myślałam i obawiałam się, że jeśli wody odejdą mi w domu to że ich nie zauważę lub nie będę wiedzieć, że to właśnie wody. Otóż na prawdę to były WODY... pełno wód...
(przyszle mamy - tego na pewno nie przeoczycie)!!!!!!
a dalej co? Dostałam gaz... w trakcie mój K.pakował moje rzeczy i powolnym krokiem zmierzaliśmy na porodówkę.
Myślałam,że nie dojdę - był taki ból!!!
Chcecie krótką relację z samego porodu??? piszcie w komentarzach :)