Ostatnio jakoś nie brak mi ambicji. Zadecydowałam dzisiaj przerobić pół repetytorium z matematyki i fizyki. Może być ciężko, ale przecież na swoich barkach unosiłam już dużo większe ciężary. Czym dla mnie jest powtórka czegoś co już umiem? W każdym razie nie o tym chciałam mówić.
Kilka minut temu kiedy zabierałam się do pisania odwiedziłam stronę z cytatami. Zawsze myślałam, że człowiek ambitny jest raczej postrzegany jako coś dobrego. O dziwo na owej stronie znalazłam wiele cytatów, które mówią, że ambicje to zachłanność, wykorzystywanie ludzi i podłość. I że człowiek ambitny nie ma uczuć. Po tym, że tak powiem opadła mi szczena. Szczerze mówiąc to wszyscy zawsze mówili mi o wielkich ambicjach. Właśnie- wielkich. Czy coś wielkiego mogłoby być aż tak beznadziejne? Czy może to ludzka zazdrość? Ci, którzy wyznaczają sobie wysokie cele, zazwyczaj pną się w górę. Ci, którzy nie często kończą niezbyt ciekawie. I co więcej mam do powiedzenia na ten temat? Chyba nic, jedynie tyle, że ludzie są popierdoleni.
Słucham sobie The Kooks i tak sobie myślę.. to wszystko jest wręcz śmieszne. Coraz częściej moja osoba razi mnie w oczy. Jestem człowiekiem, którym nigdy nie chciałam być. Zniszczonym rzeczywistością, liderem młodzieży, dla których impreza to mus w piątkowe popołudnie. I tu nie chodzi o żaden pieprzony lans czy zrozumienie ze strony rówieśników. Przez cały tydzień spotyka mnie tyle stresu, każdego zresztą spotyka. Nie czuję się wolna. A każdy chce taki być. A co najlepsze ma do tego prawo. Uczucie wirowania w głowie jest czymś co pomaga. Aczkolwiek nie mogę pozwolić żeby mną zawładnęło. Raz na jakiś czas? Jak najbardziej. W każdym razie do ukończenia szkoły średniej napewno tak. Nie będę zawalała czegoś tak zajebiście ważnego jak moja przyszłość. O ile taka w ogóle będzie. Muszę pomagać mojej psychice tajfunkami, żeby lepiej pracowała. Wkładam w nią naprawdę wiele wysiłku, ale ostatnio zauważam, że chuja z tego mam. Dosłownie. Im bardziej sie staram, tym mniej mi wychodzi, a co najgorsze, nie moge przestać zasilać oragnizmu! Dochodzę do wniosku po prostych przykładach z dnia codziennego. Budzę się, myję, wychodze, wracam, myje się, śpię. W ogóle nie jem. Na mojej wadze jest stabilne 61 kg. Ten fakt i tak mnie przeraża przy moim wzroście 168 cm. Poprostu nie jestem tym, kim tak naprawdę chciałabym być, ale jest mi z tym kurewsko dobrze i wiem, że nie mam zamiaru tego zmieniać. Zawiodłam ostatnio dwie naprawde bardzo mi bliskie osoby. Chyba jedne z tych najbliższych. Przepraszam was, ale ja tego nie żałuje... Bo nie potrafię żałować czegoś co było najpiękniejszym momentem mojego życia. Jestem suką. I czuję się nijak.