I tak oto odbiłam sobie zeszłoroczne wakacje w Anglii, które należały do najgorszych w moim życiu - no może po za tymi spędzonymi w pracy.
Woodstock zaliczam do tego typu dni, w których zdaję sobię sprawę z mojej introwertycznej natury i tego, że chyba się starzeję. Coraz mniej pasuje mi muzyka, którą oferuje mi zespół Owsiaka. Coraz bardziej przeszkadza mi słońce (które ostro mnie spaliło); kurz, brud i brak ciepłej wody. Kilometry jakie trzeba pokonać w piachu, masę ludzi, którą trzeba omijać i hałas. Coraz bardziej irytują mnie kolejki do bankomatu, Lidla i wioski piwnej. Chyba po trzech razach na Woodstocku przestałam się nadawać na ten festiwal. Choć muszę powiedzieć jedno; zapomniałam. Zapomniałam o tym, że ma kompleksy, nie specjalnie przykładałam wagę do tego jak wyglądam, zapomniałam o tym, że czeka mnie kampania wrześniowa, o problemach które ciągną się za mną jak smród... Odpoczęłam. Najwiekszą frajdę sprawiła mi podróż na Woodstock motocyklem. Nie wiem dlaczego ale fakt, że Adam w końcu zdecydował się zrobić ze mnie pasażerkę podniósł moją samoocenę. Niby nic a jedak. Fajnie jest się pochwalić, że się przyjechało jednośladem w dodatku nie byle jakim a nie że się stało w korku 8 godzin albo siedziało obok rzygowin w drodze poerotnej pociągiem. Nie wiem czy w przyszłym roku będę w ogóle brała Woodstock pod uwagę w moich planach wakacyjnych.
Potem Góry Sowie. To już zupełnie inna bajka. Jak na Woodstocku byłam pierwszą abstynentką RP (serio, nie miałam ochoty na piwo). Tak w Górach Sowich odkryłam super piwo z super browaru Czarny Kot z Radomia. Chodziłam po górach i zdałam sobie sprawę, że góry są jak życie. Czasami jest tylko trochę pod górkę a czasami bardzo stromo, mimo to trzeba wejść bo jak się już obrało szlak to trzeba się go trzymać inaczej zostanie się w tej głuszy i zginie. I tak oto kiedy już pokonasz siebie i wleziesz na ten szczyt nie dość, że czekają Ci piękne widoki to jeszcze w drodze powrotnej jest z górki. Im bardziej stromy i wysoki szczyt; tym gorzej się podchodzi ale tym bardziej widoki są piękne. Tak jest chyba też w życiu. Pomyślałam sobie, że skoro udało mi się wtaszczyć swój wielki tyłek na kilka szczytów w ciągu tygodnia i czekał tam na mnie oszałamiający widok to w życiu też nie mogę się poddać kiedy jest pod górę - tak jak teraz. Bo kiedy już wejdę; czekać na mnie będzie piękny widok i droga z górki. Tą właśnie refleksję przywiozłam z Gór. W których też wypoczęłam i to bardzo.
Niestety przyszedł czas powrotu do rzeczywistości, nie jest mi najlepiej z tego powodu ale wszystko co piękne musi się kiedyś skończyć. Dlatego teraz szykuję się do zbrojenia w wiedzę na wrzesień, zostało mi niewiele czasu i wiele pracy. Prawdopodobnie zamknę się w domu i nie będę dostępna - niech nikt nie ma pretensji, muszę mieć priorytety a piwo zawsze mogę z kimś wypić później.
Ostatnio myślałam o tym, że muszę dać radę. Za dużo utopionych środków, za dużo włożonej pracy i zbyt wielka odpowiedzialność wobec bliskich. Nie mogę się poddać w takim momencie. Muszę walczyć o siebie i swojego Lexusa ;)
Teraz jako blondynka mogę wszystko :P a myslałam że nigdy nie pofarbuję włosów na blond ;)